niedziela, 7 sierpnia 2016

1. Pod powierzchnią wody.


To nie boli. nie ma żadnego bólu. Tylko głuchy dźwięk, rozchodzący się echem po każdym uderzeniu, ale nawet to zblednie pewnego dnia. Tak jak zbladło wszystko inne.
-H. Murakami Norwegian wood

* podziękowania dla Vanes!

.
Sara potrafiła stać ze spuszczoną głową przez cały dzień pracy i jednocześnie nie pokazać, czy podobny stan rzeczy się jej podoba czy też nie. Czekanie, aż jej pani skończy jeść przyniesiony obiad, przeglądać pocztę lub w końcu zdecyduje się, jaką broszkę założyć do popołudniowej herbaty z synową, wychodziło jej zaskakująco dobrze.
Nie raz i nie dwa zastanawiała się, jak jej kark może znosić taką pozycję. Jakim cudem ścięgna i więzadła nie naciągają się buntowniczo, kiedy kobieta zobowiązana jest kłaniać się spacerującej po pałacu arystokracji, bogatym obywatelom czy pracownikom stojącym wyżej od niej w hierarchii. Jej kręgosłup miał się przecież prawie nigdy nie uginać. Sarze wydawało się to niemal niemożliwe, że trzony kręgów jeszcze się nie starły, a ona sama nie zaczęła mieć pierwszych objawów zarezerwowanego tylko dla służby rodzaju reumatyzmu, który nie pozwalał zapomnieć, kim się było przez całe życie.
Najdziwniejszym okazało się jednak to, że Sara nie buntowała się przeciwko temu. Nie była to praca, na którą jej duma by się godziła, ale kobieta nauczyła się dawno temu, że nie wolno sięgać po rzeczy poza zasięgiem. Stało się to zasadą: nie wychylać się. Dobrostan to czas, kiedy jesteś niewidoczna.
-          Możesz już je zabrać, Saro. Wybrałam. - Usłyszała zaraz cichy, melodyjny głos.
Dziewczyna skinęła głową i podeszła szybko na środek pokoju, gdzie na przeciwko dużego okna otworzonego na oścież tak, że długie białe firanki falowały nad wypolerowaną podłogą z jasnego drewna, siedziała starsza kobieta. Pakowała powoli do ciężkiej i misternie zdobionej szkatułki porozkładane wcześniej broszki i klamry na stoliku z kryształu. Kobieta, siedząca przy nim, pierwszy rzut oka dumnie, a jej proste plecy i eleganckie ruchy szczupłych dłoni, pokrytych plamami wątrobowymi, nie mogły ujść uwadze żadnemu obserwatorowi. Szlachetne kamienie błyszczały między jej smukłymi palcami, jakie miała chyba każda z monarchiń, w dziennym słońcu przyciągając wzrok na chwilę przed schowaniem ich do pojemnika z ciemnego drewna.
-          Co myślisz? - spytała starsza pani, przysuwając w stronę Sary wybrany klejnot.
Sara przyjrzała się pięknej broszce z różowych diamentów imitujących lilię wodną, która zmieściłaby się zapewne im obu w rękach. Kamień skupiał wokół siebie promienie słońca, niemal lśnił delikatnie.
-          To na podwieczorek z lady Beatrice? Jeżeli założy pani tą garsonkę, którą wyjęłam rano, będzie się komponować idealnie.
Eleonora Whisaw uśmiechnęła się leciutko wąskimi, pomarszczonymi ustami, pokrytymi różową szminką. Sięgnęła po klejnot, ważąc go delikatnymi dłońmi i celowo zahaczając palcami o oszlifowane kontury diamentu.
-          Też tak myślę, Saro. Cieszę się, że jesteś przy mnie, masz naprawdę dobry gust.
Sara w odpowiedzi skłoniła tylko niżej głowę i zabrała ciężkie drewniane pudełko z kryształowego  stolika. Wyszła z salonu przez drzwi prowadzące do sypialni jej pani. Podłoga z jasnego drewna w pałacu nie skrzypiała, a perski dywan w odcieniach czerwieni tłumił każdy krok. Pomieszczenie nie było tak wielkie jak salon, jednak meble i dekoracje niezmiennie piękne, wyszukane i drogie. Nic innego nie przysługuje matce króla.
Dziewczyna odłożyła pudełko z kosztownościami na stolik naprzeciwko wielkiego łóżka zasłanego futrami, tuż przy oknie. Było ciepłe lato, jednak lady Eleonora przywykła do mieszkania w górach, wiecznie zimnych, z mrozem, który w tamtych stronach nigdy nie odchodzi. Nie umiała zasnąć pod jakimkolwiek innym nakryciem.
Sara rozejrzała się po pokoju odruchowo, chcąc sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Dziewczyna była jedną z pokojówek Eleonory Whisaw - królowej, która ustąpiła z tronu na rzecz swojego syna Salomona i jego żony Beatrice. Była to życzliwa kobieta, u której Sara pracowała już od jakiegoś czasu. Z pośród kilku pokojówek, to do Sary królowa się przyzwyczaiła, ona nauczyła się rozpoznawać jej emocje, humory, a przede wszystkim była królowa jej ufała jak żadnej innej pracownicy.
Prawda była taka, że akurat Sarze nie powinna ufać ani przez moment.
Tuż przed wyjściem z sypialni poprawiła mankiety białej koszuli, naciągając je i wygładzając zagniecenia. Nie należało pokazywać przedramion, jako służba nie miała takiego przywileju.
Wchodząc z powrotem do salonu, skierowała się bez słowa do ściany tuż obok wejściowych drzwi, gdzie miała być zawsze na wezwanie starszej kobiety. Lady Eleonora wciąż siedziała przy stoliku o pajęczych nóżkach, na którym stał wielki wazon z misternie ułożonym bukietem. Przeglądała właśnie pocztę, a tuż obok niej stały jej oczy i uszy - Alfred Raun.
Raun był mężczyzną w średnim wieku o ciemnej skórze i powoli siwiejących włosach. Jego lojalność i przynależność do lady Eleonory była niepodważalna, wiedział o tym każdy, kto bawił się w pałacowe intrygi. Dziś nosił turban o intensywnym odcieniu zieleni i granatowy garnitur, skrojony na miarę, z odsłoniętymi przedramionami, które mężczyzna zaplótł za plecami. Sara lubiła go na tyle, by zamienić z nim kilka słów, czego nie robiła z nikim innym w pałacu. On sam okazywał jej pewną dozę akceptacji, poprzez rzucane mimochodem ironiczne uwagi, co zdarzyło się może dwa, trzy razy odkąd pracowała w pałacu. 
Raun podniósł na chwilę wzrok i, odnajdując Sarę w jej stałym miejscu, skinął głową na przywitanie. Dziewczyna odwzajemniła gest, widząc zmarszczone brwi i wyraźne zmarszczki na czole, które zwykle umiejętnie kamuflował odpowiednio dobraną mimiką. Coś wisiało w powietrzu. Potwierdzała to postawa ich pani: mocno zaciśnięte usta i palce ściskające papier listowny w zdecydowanie nieelegancki sposób.
-       To potwierdzone? - spytała spokojnym cichym głosem, nie zdradzającym emocji.
-      Tak, pani - odparł Raun, z powrotem poświęcając całą swoją uwagę Eleonorze. - Twój syn również o tym  wie i wezwał do siebie córkę, by ta wszystko wyjaśniła.
          Eleonora westchnęła głośno sięgając do misternie ułożonego koka w nerwowym geście. Robiła to bardzo rzadko, przynajmniej podczas tych kilku miesięcy pracy Sary u jej boku. Była królowa nie zdradzała emocji, lata na tronie u boku męża nauczyły ją powściągliwości. Zdarzały się jednak takie sytuacje, kiedy nawet na jej twarzy maska opanowania pękała na moment. 
      - Głupia dziewucha - warknęła, co zainteresowało Sarę jeszcze bardziej. - Nieodpowiedzialna. Zawsze powtarzałam, że Eden nie nadaje się do polityki. Nie wolno ją mieszać w żadne intrygi, bo dziewczyna ma pstro w głowie!
       Kobieta wstała gwałtownie i podeszła do otwartego okna, przyglądając się oceanowi widocznemu z tej części pałacu.
Eleonora Whisaw była żoną poprzedniego króla Markusa, który zmarł kilka lat temu. Przekazał on władzę starszemu synowi Salomonowi ponad dwadzieścia lat temu. Ten, razem z obecną królową Beatrice, miał dwójkę dzieci: księcia Gabriela - następcę tronu i o kilka lat młodszą córkę - Eden. Król Salomon posiadał również młodszego brata Alexandra, który miał z księżną Amelią jednego syna Edmunda, podobno w wieku zbliżonym do księcia Gabriela. Poza tym w Saraju, królestwie otoczonym górami, oceanem i wrogami, obecnych było także pięć rodów arystokratycznych, mnóstwo obywateli predysponujących do miana szlachetnie urodzonych, mechaników, aktorów  i emigrantów, w większości przebywających na terenie kraju nielegalnie. Nic dziwnego, że podobna mieszanka przynosiła każdego dnia nową atrakcję będącym na emeryturze monarchom czy choćby pracującym tylko jako służący.
-    Dowiedz się, z kim moja wnuczka postanowiła się skompromitować - mruknęła kobieta, uchylając rąbek firanki, a słońce zaczęło padać na jej pomarszczoną twarz. - Po drodze pozbądź się tych śladów, które pracownicy mojego syna pominęli.
Raun skinął głową i wyszedł, rzucając Sarze wymowne spojrzenie. Ta nie odwróciła wzroku, dobrze wiedziała, że wszystko, co usłyszy w tych pokojach, pozostaje między kamiennymi ścianami i tapetami położonymi lata temu.
-    Saro, przyniesiesz herbaty? - spytała Eleonora zmęczonym głosem, nie odwracając się w jej stronę. Z tej odległości, lekko pochylona, w końcu wyglądała na swoje pięćdziesiąt dziewięć lata. - Tą z hibiskusem i różą. Muszę pomyśleć.

***
            Dzień pracy Sary w pałacu kończył się po dwunastu godzinach czuwania i myślenia tak, jak Eleonora Whisaw była przyzwyczajona. Ostatnim elementem było zawsze pójście do szatni i przebranie się z białej, eleganckiej koszuli w swoje codzienne ubrania: luźne zielone spodnie i bluzkę z długimi rękawami.
            Z szatni wychodził jako jedna z pierwszych z cichym westchnieniem. Pomieszczenie znajdowało się w podziemiach pałacu, co Sara latem przyjmowała z westchnieniem ulgi, a zimną z przekleństwem zamrożonym na ustach. Zimne, kamienne ściany były takie jak w każdych innych podziemiach, obdarte z wszelkiego bogactwa, pospolicie szare. Czekając na Piotra, z którym wracała do domu, Sara opierała się o tą zimną ścianę, przymykając na chwilę oczy. Odruchowo sprawdziła, czy rękawy sięgają jej niemal do palców i zaczęła liczyć tych, co wychodzili:
dwie osoby, kobiety
mężczyzna, starszy, szura nogami
mężczyzna, mężczyzna… nie, kobieta, dość gruba
kilku mężczyzn, chyba czterech, pię…

            Puknięcie w ramię, znajomy gest, który już dawno przestał wywoływać nerwowe podskoki i pragnienie zachowania dystansu.
-          Nie czas na spanie - powiedział Piotr, który od razu chwycił ją za przedramię, popychając w stronę wyjścia. - Musimy się pośpieszyć, bo zajmą nam najlepsze miejsca.
Sara posłusznie skierowała się w stronę wyjścia. Podziemia, w których ulokowana była szatnia dla pracowników, prowadziły na tyły pałacu, gdzie dojeżdżało między innymi zaopatrzenie. Sara od razu sięgnęła do kieszeni spodni po czip identyfikujący, by okazać go żołnierzom przy bramie pałacowej.
Zerknęła przez ramię na chłopaka, który dreptał ociężale za nią. Jego rude włosy widać było wyraźnie pośród otaczających ją ludzi. Miały odcień dyni zalegającej w ogrodach i Piotr co chwilę je poprawiał, bo wpadały mu do oczu. Znała go od najmłodszych lat, kiedy jako dziecko biegał po innym pałacu, w innym życiu. Po nieudanym przewrocie wojskowym, który miał obalić króla Salomona, sądach, karach, egzekucjach i represjach, Sara, jej matka i rodzina Piotra uciekli do stolicy. To nie było łatwe życie, nie dla jej matki, która długo chorowała na gruźlicę i po dwóch latach zmarła. Od tamtego czasu, o którym Sara nie pozwala sobie myśleć, rodzina Tessów stała się i jej rodziną. Jedyną, o której miała odwagę myśleć i o jaką dba.
-   Ha, najlepsze? Módl się, byśmy dostali chociaż stojące - prychnęła rozbawiona Sara, przeciskając się do wyjścia. - Zawsze się guzdrzesz. Jak ty to robisz, że wychodzisz ostatni? Jestem kobietą i jeszcze się nie zdarzyło, byś to ty musiał czekać na mnie!
-       Wieeesz… - Zlustrował ją od stóp do głów w wymownym geście. - W tych ciuchach i fryzurze niezbyt przypominasz kobietę...Ej! Za co?!
Sara zdzieliła go po rękach mocniej niż zamierzała, ale nie było potrzeby za to przepraszać. Ona wiedziała, że Piotr nie mówi poważnie, a on zdawał sobie sprawę, ile ten gest zawierał jakiejkolwiek złości.
-    Naucz się w końcu etykiety, ewentualnie trzymania języka za zębami, inaczej szybko cię wywalą z tej pracy - odparła, uśmiechając się ironicznie na widok jego zbolałej miny. - Gdzie Penelopa?
            Piotr wzruszył ramionami, jednocześnie zaczął szukać swojego identyfikatora.
-          Włóczy się - mruknął obrażonym tonem. - Znowu. Powiem matce.
Sara uśmiechnęła się tylko wymownie. To było jak refren znajomej piosenki: spytać o młodszą siostrę Piotra, która uganiała się za przystojnymi kadetami, by w odpowiedzi otrzymać święte oburzenie i groźby wymamrotane pod nosem, tyle samo warte,co ich wypłata - niewiele.
            W takich chwilach Sara odwracała jego uwagę, a wtedy najważniejsze było załapać się na transport w zatłoczonym miejskim autobusie. Pociągnęła więc przyjaciela za rękaw koszuli, by się pośpieszył, a sama zaczęła wymijać ludzi przed nią. Piotr nie umiał poruszać się z taką zwinnością jak ona. Ba, można by powiedzieć, że posiadał naturę tarana: i w słowach, i w gestach, a zwłaszcza w sposobie poruszania się. Chłopak, zamiast wciskać się w luki powstałe w tłumie służących, kucharzy i innych, wywijał długimi ramionami po omacku: tego trącając w bark, tą łokciem w brzuch, a jeszcze innego nawet w twarz. Oburzone głosy dało się słyszeć za Sarą, a ona reagowała na to jak zawsze - cichym śmiechem.

Tak jak przewidywała Sara, dostać się do autobusu, jadącego na obrzeża stolicy, stanowiło cud. Choć udało im się dość szybko wydostać z podziemi i przejść kontrolę strażników, trzeba było iść jeszcze kilkadziesiąt metrów, by znaleźć przystanek autobusowy. Schowany był za szklanymi wieżowcami i ścianą drzew. Tak jak przewidziała Sara, miejsc już nie było. Pracownicy zatrudnieni w pałacu oraz każdy, kto miał zakład, firmę w centrum miasta: piekarze, mechanicy, kwiaciarze i wielu innych, decydowali się na komunikację miejską.
Udało im się wcisnąć do środka tylko dlatego, bo ktoś zapomniał czegoś i przy ogólnym narzekaniu, przekleństwach i westchnieniach irytacji wyszedł z autobusu, robiąc przy tym miejsce dla ich dwójki. Sara pociągnęła Piotra i udało im się dostać do środka. Tłok był niemiłosierny i nie do końca było wiadomo, kto na tej jeździe bardziej ucierpiał: Sara, której ciężko było nabrać powietrza, kiedy obijała się o spocone ramiona w rytm jazdy autobusu, czy Piotr, który był na tyle wysoki i stał tak niefortunnie, że obijał głową o miejsce na podręczny bagaż. Upał pogarszał sprawę, bo kierowca z niewiadomych przyczyn nie włączał klimatyzacji. Zmęczenie też dawało im w kość, nie wspominając o odległości i fakcie, że oni wysiadali na ostatnim przystanku. Jak każdego innego dnia.
            W końcu zrobiło się na tyle luźno, by można było swobodnie się poruszać, a Sarze udało się nawet załapać na miejsce siedzące. Po jakimś czasie dołączył do niej również Piotr, wzdychając i zmęczonym gestem targając rude loki.
-          Zawsze z prądem wody, co? - mamrotał pod nosem stare powiedzonko. - Daleko jeszcze?
Sara oparła się wygodniej o wytarty fotel.
-          Chyba trzy przystanki.
-    Musimy w końcu przeprowadzić się bliżej centrum. Ta droga mnie wykańcza - mruczał niezrozumiale. - Myślisz, że rodzice rozważyliby ten pomysł? 
Sara nie odpowiedziała od razu. Patrzyła, jak niektórzy pasażerowie wychodzą w ciepłą, letnią noc. W pojeździe wciąż pozostało sporo ludzi, wielu z pracujących na najniższych stanowiskach mieszkało z dala od centrum miasta. Nieistotne było, że czas podróży wynosił godzinę, a rankiem, w czasie trwania korków, wydłużał się o jeszcze jedną. Czasem nie było innego wyjścia, jak tylko brać to, co wpadało w ręce.
            Po kilkunastu minutach autobus mocnym szarpnięciem zatrzymał się na ostatnim przystanku, a wszyscy pozostali pasażerowie zaczęli wymykać się w mrok. Dało się czuć smród spalin. Autobus, którym jeździli do pracy i z powrotem, był jednym z ostatnich na benzynę, bo prawie każdy pojazd komunikacji rząd wymienił na nowoczesne, ciche i czyste autobusy na prąd. Ten również na dniach miał zostać zastąpiony, czego Sara już nie mogła się doczekać.
Sara nie musiała szturchnięciem zwracać uwagi Piotra, by wysiadł. Kierowca, z którym jej przyjaciel ewidentnie się nie lubili, sam mało elokwentnie go o tym poinformował.
Oboje wyszli z autobusu i skierowali się w stronę swojej ulicy. Obrzeża miasta były zbiorowiskiem jednorodzinnych domków mieszkalnych i sklepów z kratami w oknach i drzwiach, które miały chronić przed rabusiami, podniszczonych domów i pustostanów, gdzie bardzo często pomieszkiwali nielegalni imigranci oraz bezdomni z obywatelstwem. To wszystko łączyła sieć ulic, dróżek i przeróżnych ścieżek, a w każdej z nich można było natknąć się na nielegalny handel towarem żywym lub nieożywionym, pubów z reputacją dobrą i całkowicie podejrzaną oraz przeróżną gamę spojrzeń, starających się dojrzeć, jakiż to tatuaż cię zdobi.
-   Nie wiem jak ty, ale ja konam z głodu - Piotr marudził w drodze do domu, najwyraźniej zmęczony bardziej niż zazwyczaj. 
-   Cały dzień spędzasz na kuchni, a po dwunastu godzinach pracy jęczysz, że wciąż jesteś głodny? - spytała uszczypliwie, chcąc się z nim odrobinę podroczyć.
- Wiesz, że gdybym tknął któreś z tych dań, Holly ugotowałby moją głowę i podał ją na uczcie pałacowej z jabłkiem między zębami - odparł obrażony. - To torturowanie biednych, zapracowanych obywateli w biały dzień!
-   Za ich znoszenie dostajesz pieniądze - powiedziała dość cicho, by przyjaciel jej nie usłyszał.
Rodzina, z którą Sara mieszkała od ponad dwunastu lat, miała mały dom z odłażącą żółtą farbą i pomalowanym na niebiesko balkonem, który znajdował się tuż obok warsztatu samochodowego i jednocześnie skupu złomu. Zapach smaru, benzyny i nieginący odgłos uderzania metalu o metal brzmiał jak dziwna muzyka, do której Sara przyzwyczaiła się tak naprawdę po długim czasie.
Nigdy nie pukali ani nie szukali klucza zanim wchodzili do przedpokoju pełnego walizek, starych butów i wiklinowych koszów. W każdym pomieszczeniu panował półmrok, okna były małe i pomimo starań państwa Tessów  rozświetlenia wnętrza bez wydania sporych pieniędzy, sprowadziło się do kilku dodatkowych żarówek dających żółte światło. Przez nie każdy przedmiot wyglądał na kanciasty, zaniedbany i nadgryziony przez czas.
W tym domu zawsze było głośno i Sara często zastanawiała się, czy powoduje to Piotr, ze swoimi ciężkimi krokami, przyprawiającymi starą podłogę o trzeszczący sprzeciw, czy to dzięki Szymonowi - głowie rodziny, który przy dużym kuchennym stole i złym świetle zawsze coś reperował, sklejał i dopasowywał do siebie, czy może odpowiedzialna była za to Tara - nieustannie coś gotująca albo sprzątająca. Słysząc jednak dziecięcy krzyk i tupot małych stóp Sara wiedziała, że dzisiejszym zwycięzcą i królem hałasu zostaje mały Nathan - najmłodsze dziecko Tary i Szymona - biegnące w ich stronę z szerokim uśmiechem na ustach, z buzią i rączkami pobrudzonymi farbami plakatowymi.
Sara schyliła się, zdejmując buty w przedpokoju i po chwili wzięła małego chłopczyka na ręce, kierując się do kuchni, gdzie Tara nakładała kolację. Dziewczyna słuchała automatycznie paplaniny małego dziecka o tym, co robił dzisiejszego dnia, ścierając mu z buzi czarne kleksy farby.
W umyśle Sary tylko na moment pojawiła się straszna myśl, że ta farba nigdy nie zejdzie i chłopiec będzie do końca życia chodził z dziwnymi znakami na ciele. Przegoniła ją błyskawicznie, nie pozwalając sobie na podobne bzdury. Nathan jest za młody na hennę, o tatuażu nie wspominając. To dziecko jest czyste i takie pozostanie jeszcze długi czas.





WITAM!
 Jeżeli dotrwaliście do ostatniego zdania tego rozdziału, to chciałam Was bardzo serdecznie powitać w miejscu, gdzie postanowiłam stworzyć coś mojego i coś od zupełnie od początku. Mam w głowie mglisty zarys fabuły i kanciaste postaci, ale bardzo dużo entuzjazmu i liczę, że ta historia przypadnie Wam do gustu. Rozdział może się wydać dosyć toporny, ale tak wyglądają początki w moim wykonaniu: trochę niezdarne i chaotyczne. Obiecuje się poprawić i chciałabym, byście zostali ze mną na dłużej (jeżeli ktokolwiek to czyta!).


12 komentarzy:

  1. Komentuję, bo przeczytałam.

    Przyznam, że mnie zaciekawiłaś. Bardziej klimatem niż czymkolwiek innym, ale to też coś. Na razie ciężko powiedzieć mi cokolwiek o fabule - nie przedstawiłaś żadnego zarysu, nie ukazałaś żadnego celu, więc trudno przewidywać, o co w tym wszystkim będzie chodzić. Niemniej, nie jest to tak bardzo istotne, gdyż to dopiero pierwszy rozdział i trudno wymagać, aby zawierał wszystko, co niezbędne do zawiązania akcji ;) W związku z powyższym będę czekać na kolejne części (i tu pojawia się pytanie: w jakim trybie publikujesz? co ile można spodziewać się rozdziału?).

    Jeśli chodzi o styl, to wnioskuję po nim, że jesteś osobą młodą, aczkolwiek nie jest to Twoje pierwsze spotkanie z tekstem literackim (najprawdopodobniej masz na koncie kilka - niekoniecznie zakończonych - opowiadań). Styl jest dość poprawny (wiadomo, wciąż można go dopracować, nadać większej elegancji i płynności) i miło czyta się kolejne partie tekstu - znaczy, że wiesz, co robisz, aczkolwiek nie zawsze masz do tego środki. Myślę, że dobrze rokujesz i jeśli będziesz kontynuowała to opowiadanie, to i wyszlifujesz swój styl (a jest w czym). Być może przy następnym rozdziale pozwolę sobie wskazać Ci jakieś błędy (to zależy, czy znajdę do tego czas i chęci), dzięki czemu też coś zyskasz na tym, że ja dobrze się bawię, czytając Twoje opowiadanie.

    Jeśli chodzi o postacie, to na pierwszy plan wysuwa się Sara i w tej chwili jestem nawet skłonna ją polubić, aczkolwiek wydawało mi się, że jest starsza (tak ją przedstawiłaś, jako doświadczoną kobietę - w związku z czym trochę mi szkoda, że najpewniej jest mniej więcej w wieku Piotra, starsza postać stanowiłaby pewne novum w blogowym świecie - ALE to tylko moje zdanie). Za to Piotr jest okropny (podkreślam, że to moja opinia, wyrażając ją, nie chcę ingerować w Twój zamysł, po prostu dzielę się wrażeniami), na razie sprawia wrażenie przerysowanego, jak postać wyciągnięta z kreskówki, albo może raczej anime (nie chodzi tu o to, że przedstawiłaś go nie dokładnie, przedstawiłaś go nawet zbyt dokładnie, jak na pierwszy rozdział - w tej chwili nikt nie potrzebuje tak szczegółowych informacji, lepiej wypadłoby to, gdybyś je dawkowała). Chodzi mi o to, że (najpewniej idąc za typowymi radami "jak stworzyć przekonującą postać") obdarzyłaś go kilkoma wyrazistymi cechami i voila. Te wyraziste cechy są jak dla mnie zbyt wyraziste (w moim mniemaniu odmalowałaś dość ponury świat, wyważony i monotonny, a tu mamy takiego właśnie kreskówkowego Piotra, może warto go uczynić trochę bardziej poważnym? Warto się zastanowić, zależy, jaki efekt chcesz wywołać w czytelnikach jego postacią, i całością tekstu). Z anime szczególnie kojarzy się mocno podkreślony głód Piotra, jego głośność i bycie taranem (zwłaszcza głód, jak typowy mangowy głupek). Jeśli taki miałaś zamiar - uczynić Piotra maksymalnym kontrastem dla Sary i świata, to powiodło Ci się, jeśli nie - to warto zastanowić się, co można zmienić.

    Z opinii własnych: pierwszą część tekstu (fragment w pałacu) oceniam wyżej niż drugą (Piotr i jego rodzina). Wydaje mi się, że pewniej czułaś się opisując pałac, a trochę mniej pewnie przy opisie rodziny, która ma być przecież rodziną szczęśliwą (przynajmniej na razie). Może lepiej odnajdujesz się w bardziej poważnym nastroju? I znowu, ciężko ocenić po takiej ilości tekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam też dwie uwagi, odnoszące się na ten moment do logiki świata przedstawionego:
      1) napisałaś, że materiał, z którego wykonano służbowe ubrania Sary był kiepski. Szczerze wątpię, żeby był. W końcu usługuje matce króla - musi się dobrze prezentować, choćby na takie okazje, gdy królowa przyjmuje znamienitych gości, a Sara przy tym towarzyszy. Ubranie służby (tej reprezentacyjnej) może być skromne i proste, ale powinno być dobrej jakości.
      2) Wspominałaś, że miasto zainwestowało w elektryczne autobusy, a pod pałac królowej przyjeżdża jakiś rzęch. Ponownie nie kupuję tego - coś, co przyjeżdża pod pałac królowej, musi być dobrej jakości. Nawet zakładając oszczędności na autobusach i fakt, że wprowadzono tylko kilka nowszych modeli, należy przypuszczać, że pod pałac przyjedzie właśnie ten lepszy model. Z tak prostego powodu, jak choćby fakt, że stary, spalinowy autobus zatruwa powietrze w ogrodach, brzydko wygląda, czy brudzi podjazd. W końcu to podjazd matki króla!

      Z innej beczki: interesuje mnie ten Twój świat :) Na początku myślałam, że mam do czynienia z quasi XIXw, a tu nagle wyskoczyły czipy magnetyczne i autobusy elektryczne. Cóż to wszystko znaczy?

      ~DeathAwaits

      Usuń
    2. Za to "komentuję, bo przeczytałam" dziękuję! Naprawdę, bo potrzebowałam odzewu z świata blogosfery, że pomimo rosnącej liczby odwiedzin, czytelnicy nie uciekają po pierwszym akapicie ze strony.

      Po drugie dziękuje za masę dobrych rad, bo umknęły mi szczegóły, które faktycznie zgrzytają, gdy tylko o tym więcej pomyśle (mówię tu o ubraniach i tym nieszczęsnym autobusie - dzięki, muszę to dopasować!)

      Nigdy nie wiem, co umieścić w pierwszych rozdziałach, by zaciekawić czytelnika. Nie chcę powiedzieć za dużo, a stopniowe uchylanie tajemnicy to sztuka, którą nie jestem pewna, czy opanowałam... Miód na moje serce, że chociaż ten klimat opowiadania zatrzymuje na chwilę.
      Myślę, że ten cel i jakakolwiek akcja nie pojawią się jeszcze w drugim rozdziale (dlatego proszę o cierpliwość). Chciałam najpierw nakreślić sytuacje i pokazać pomału postacie.

      Wiem, że mam do czynienia z kimś, kto wiele czytał w blogosferze albo ma dużą styczność z tekstem literackim, bo wszystko się zgadza: jestem młoda, a pisze odkąd pamiętam, dlatego mój styl jest teraz jako tak do zaakceptowania. Dlatego też zaczęłam pisać to opowiadanie - by poprawić warsztat, a jeżeli ktoś tak jak ty będzie mi pisał, co myśli, co się po doba, a co nie przejdzie - będę zachwycona i bardzo wdzięczna.

      Sara w pierwowzorze miała być dużo starsza niż ostatecznie została. Problem w tym, że boje się pisać o takiej głównej postaci. Chyba nie potrafiłabym dostatecznie dobrze opisać tok myślenia i uzasadnić jej wybory, a póki co bardzo ją lubię.

      Piotr miał stanowić jej kontrast i strasznie się cieszę, że mi napisałaś, co o nim myślisz. Muszę jednak go przemyśleć, bo nie chciałam go przerysować do tego stopnia, by stanowił kolejną postać wyciętą z szablony. Miał być wyrazisty i odrobinę zniechęcający, ale w granicach rozsądku. Przemyśle to :).

      Jeszcze raz gratuluje spostrzegawczości, bo tak właśnie się czułam: sytuacje w pałacu wyklarowały się szybko, a nad rodzinnymi relacjami długo się głowiłam.

      Ten świat to taki misz masz wszystkiego, więcej o nim w kolejnym rozdziale. Bardziej byłabym skłonna do stwierdzenia faktu, że moim bohaterowie są dość przywiązani do elektryczności niż świeczników :)


      Pytałaś o częstotliwość publikowania. Chciałabym pisać 1 rozdział na tydzień- 2 tygodnie, mam nadzieję, że uda mi się utrzymać takie tempo. Marzy mi się pisanie dłuższych rozdziałów, by rozwinąć akcje i umieścić kilka opisów.

      Jeszcze raz dzięki. Naprawdę. bo pisanie to jedno, ale kiedy ktoś daje mi znać, co myśli, wiem, że było warto. Zwłaszcza, jeżeli się podobało :)

      Usuń
    3. Nie ma sprawy : ) Wiem, ile znaczy opinia czytelnika dla osoby piszącej. Dlatego zawsze staram się zostawić komentarz, jeśli tekst mi się spodoba. Skoro już poświęciłam czas na czytanie, to czemu komuś nie sprawić odrobiny radości i nie skomentować.

      Masz rację, trochę czytam tekstów literackich (rzadziej na blogach, częściej na forach, a jeszcze częściej na papierze). Zdarzyło mi się też mieć małą styczność z teorią literatury i sama piszę, więc siłą rzeczy gromadzę wiedzę, aczkolwiek nie traktuj mnie jak znawcę - sama masy rzeczy nie wiem i mogę wyrażać tylko opinie. Moje rady też nie muszą być od razu złote : ) Postaram się czytać regularnie Twoje opowiadanie i zostawiać komentarze. Może skorzystasz trochę z mojej wiedzy (ale moje uwagi traktuj raczej jak sugestie, albo pretekst do przemyślenia niektórych partii tekstu, a nie jak instrukcje, co konkretnie zmieniać. Nigdy nie chcę ingerować w wizje autora, mogę co najwyżej podpowiedzieć, jak coś uwypuklić, żeby to, co zostało przedstawione z tą wizją się zgadzało).

      W takim razie myślę, że dobrze postąpiłaś z odmłodzeniem Sary. Dobrze jest pisać w znanych sobie realiach (nie mówię koniecznie o miejscu zamieszkania i własnych doświadczeniach, ale postać diametralnie różna wiekiem od autora to wyzwanie wymagające dużo obserwacji i researchu - a i to niekiedy nie wystarcza D: Także ogólnie lepiej trzymać się tego, o czym ma się jako-takie pojęcie).

      Stopniowe ujawnianie rąbka tajemnicy to faktycznie sztuka. Z moich obserwacji wynika, że początkujący autorzy zazwyczaj ukazują za mało, w rezultacie czego tekst staje się niejasny, rozmyty i pozbawiony ram. Uważam, że nie ma co się bać - trzeba pokazywać świat i wyjaśnienia, bez tego tekst nie funkcjonuje. Oczywiście najlepszy jest złoty środek, ale wyczucia nabywa się wraz z doświadczeniem : ) Niemniej na początku zamiast przedstawiać (statyczne) relacje i bohaterów, warto wrzucić czytelnika w wir zdarzeń i (trudniejsza sztuka) poprzez ten wir ukazywać zarysy postaci i fabuły, albo (nieco łatwej) odłożyć te wyjaśnienia na nieco później. Te pierwsze partie tekstu są kluczowe w łapaniu czytelnika, a najbardziej kluczowe jest pierwsze zdanie (moja ulubiona książka zaczyna się od - cytat z głowy - "Kobieta nacisnęła brzuch noworodka i wzięła do ust jego członek"). Pierwsze zdanie musi chwytać za gardło i zmuszać do czytania reszty. Dlatego warto przełamać się i bez oporów zaczynać od trzęsienia ziemi (jak Hitchcock). Napisałaś, że nie wiesz, co umieszczać w pierwszych rozdziałach. To dosyć proste (ale tylko pozornie) - zarysy postaci, koniecznie zarys fabuły (np. jeśli bohater ma się zmierzyć na końcu z Sam-Wiesz-Kim, warto już teraz o tym Sam-Wiesz-Kim wspomnieć) i jakieś ciekawe, przykuwające uwagę, wydarzenie, które może robić za wabik. Jeśli chodzi o ilość informacji - tylko tyle, ile na ten moment - jako zapowiedzi tekstu - trzeba, czyli minimalnie : ) Takie informacje to: kto jest głównym bohaterem?, o co będzie chodzić w tekście?, itd. Oczywiście istnieją wyjątki od reguły D:
      Teraz możesz zignorować ten wywód. Wybierając taki sposób pisania początku, nie postąpiłaś źle. Zwłaszcza, jeśli jest to dla Ciebie tekst, dzięki któremu rozwiniesz swoje umiejętności. Próbuj wszystkiego, eksperymentuj. Pisząc, uczysz się i zdobywasz wiedzę. Może innym razem, przy innym tekście, napiszesz początek zupełnie inaczej niż tutaj (np. zaczynając od jakiejś grubej akcji).
      Tak, czy siak - udało Ci się stworzyć interesujący klimat. Mnie przyciągnęła do tekstu atmosfera rezygnacji i ciężkiej pracy. Wszystko w odcieniach szarości. Taka uroczysta powaga i zapowiedź arystokratycznych intryg (a ja bardzo lubię czytać o politycznych intrygach).

      Usuń
    4. Myślę, że bolączka Piotra w tym rozdziale jest taka, że bardzo się na nim skupiłaś. Sam opis zajmuje jakieś pół strony (przy czym nie poświęciłaś tyle miejsca żadnej innej postaci, nawet Sarze), więc siłą rzeczy Piotr wybija się na pierwszy plan i robi się trochę karykaturalny. Na ten moment, pierwszy rozdział, warto byłoby skrócić opis Piotra do 2-3 zdań i przedstawienia go raczej za pomocą jakiejś sytuacji (nie musisz pisać, że ciągle jest głodny, jeśli za chwilę na potwierdzenie tego opisu, sam mówi, że jest głodny i zastanawia się na kolację, a parę wersów niżej robi znowu to samo. Po tym zachowaniu czytelnik wywnioskuje, że ma do czynienia z głodmorem). Oczywiście, jeśli się mylę, i Piotr będzie kluczowy dla fabuły (np. wyrośnie na głównego antagonistę) to dobrze, że poświęciłaś mu już teraz tyle czasu, ale jeśli nie - to sprawiasz mylne wrażenie, że ma do czynienia z kimś bardzo, bardzo ważnym, o którym już teraz musi wiedzieć wszystko. Rozchodzi się tutaj po prostu o ilość i równowagę. Jeśli Piotr nie jest bardzo ważny (robi tylko za support Sary), to takie skupienie na nim w pierwszym rozdziale jest trochę wybijające z rytmu.

      Cóż jeszcze mogę powiedzieć. Postaram się opowiadać o swoich wrażeniach, żebyś mogła porównywać z nimi swoje zamiary. To pomoże upewnić Ci się, czy dobrze realizujesz swoją wizję. Czasem też coś doradzę :) I dzięki za przyjemny tekst.

      PS. z ciekawości zapytam, ile masz lat? To istotna informacja o tyle, że dzięki niej, będę mogła lepiej uplasować Twoje umiejętności i dostosować do nich swoją ewentualną pomoc. Wbrew pozorom, wiek jest dość ważny przy pisaniu :) Dobre pisanie wymaga w końcu godzin praktyki i pewnego doświadczenia życiowego, dzięki któremu autorska wizja staje się bogatsza i bardziej rzeczywista. Także, no offence. Tym pytaniem nie chcę Cię urazić i powiedzieć, że piszesz fatalnie. Wręcz przeciwnie - uważam, że radzisz sobie bardzo dobrze : )

      ~DeathAwaits

      Usuń
    5. Dałaś mi dużo do myślenia. Zwłaszcza z tym Piotrem,którego chyba naprawdę zbyt wyeksponowałam... Mam zagwozdkę, muszę go sobie przemyśleć.

      Dokładnie taki miałam plan jeżeli chodzi o Twoje uwagi :) Czytałam i przemyślałam Twoje słowa. Widzę w tym wszystkim sens i zdrowy rozsądek, takich sugestii potrzebowałam. Nie dostrzegam każdego błędu (niestety), a z niektórymi partiami tekstu mam problem: patrzę i widzę, że coś jest nie tak, ale nie wiem, jak to ugryźć i w którym miejscu leży zasadniczy problem. Dlatego cenie każdą uwagę i czasem nawet mam argumenty, by z nią polemizować (takie cudeńka też się zdarzają(: )

      Nawet nie zauważyłam, że w całym tym planowaniu tekstu zgubiłam mojego kochanego antagoniste. Chciałam go później ujawnić, mam tendencje do przeciągania niektórych rzeczy w nieskończoność. Tyle że każdy tekst powinien mieć swojego złego Sami-Wiecie-Kogo, mój powinien już zacząć machać do czytelników peleryną ;)

      Mogę Ci obiecać w takim razie dużo arystokratycznych intryg (mam je w głowie, oby się skondensowały!) i w niedalekiej przyszłości wybuchu akcji. Każda ta rada i sugestia naprawdę bardzo mi pomaga, dziękuje już na przyszłość ;) Także ten "wywód" czytałam z największą uwagą.


      Absolutnie mnie nie uraziłaś :) Mam 22 lata, mniej więcej tyle ile moja bohaterka (może kiedyś, własnie jak będę mieć lepszy warsztat, będę pisać o ludziach poza moim wiekiem, ale na obecną chwilę to poza moim zasięgiem).
      Nie wiem, jak piszą osoby w moim wieku, ale chciałabym, by ta informacja nie obniżyła Twojej oceny tekstu ;)

      Jeszcze raz dzięki!

      Usuń
  2. To, że nie dostrzegasz każdego błędu to normalne. Do tego potrzebny jest dystans, którego autor nigdy nie ma w stosunku do swojego dzieła : ) Dlatego zawodowi pisarze mają redaktorów i przed-czytelników.

    Nie, właśnie tak myślałam, że masz koło 20 lat (ja mam 23 i też piszę o bohaterze w moim wieku D:). Styl masz naprawdę dobry, więc warto zainwestować w warsztat. Swoją drogą, to - co tu publikujesz - to będzie powieść, czy raczej długie opowiadanie?

    Pozdrowionka i czekam na rozdział! : )

    ~DeathAwaits

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie pozostaje nic innego, jak znaleźć wolną chwile i dokończyć nowy rozdział :)

      W głowie mam coś ala powieść: dużo pomysłów, interakcji międzyludzkich i chciałabym, by mi ich nie brakło. Planuję raczej dłuższy tekst, a przynajmniej długie rozdziały :)

      Nie każę Ci czekać długo, na dniach pewnie skończę poprawki i wrzucę ciąg dalszy :)

      (wiem, po raz kolejny to piszę...) Dziękuję!!!

      Usuń
  3. Pierwszy blog z opowiadaniami, który mnie wciągnął. Podoba mi się bardzo główna bohaterka, Sara. Powodzenia w tworzeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo, miło to słyszeć, oby z kolejnymi partiami tekstu to się nie zmieniło :)

      Usuń
  4. Jakby co - cały czas czekam: )

    ~DeathAwaits

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio mam więcej obowiązków, ale postaram się nie nadwyrężać Twojej cierpliwości :)

      Usuń

Obserwatorzy