Co ma być to bedzie, a jak już bedzie to trzeba się z tym zmierzyć - powiedział Hagrid.
- Harry Potter i Czara Ognia J.K. Rowling
*betowane i dodane kilka wątków
Penelopa
nie wróciła do domu w trakcie kolacji, sprawiając, że dość przyjazna i luźna
atmosfera w kuchni zamieniła się w pełne napięcia wyczekiwanie na powrót
dziewczyny. Małą przestrzeń wypełniło mamrotanie przez Szymona i Tarę cichych
oskarżeń, aż w końcu pani Tess powiedziała dość głośno to, o czym wszyscy
myśleli od jakiegoś czasu:
- Ta
dziewczyna w końcu się doigra.
Okolica
nie była zbyt przyjazna, nawet jeśli cała rodzina mieszkała tu od kilkunastu
lat i mniej więcej znali swoich sąsiadów. Autobusy z centrum miasta jeździły
coraz rzadziej, by w końcu ograniczyć się do jednego nocnego kursu między
północą a czwartą rano.
Drzwi
wejściowe otworzyły się z cichym trzaskiem, niepozornie, a po chwili dało się
słyszeć szczęk zamykanego na klucz zamka. Po kuchni, której nikt nie zdążył
jeszcze opuścić, poniósł się mocny głos Szymona:
- Raczyłaś
w końcu wrócić do domu? - Był zdenerwowany i na domiar złego wspierała go w tym
żona, zakładając gniewnie ręce na biodra.
Do
pokoju weszła młoda dziewczyna spokojnym krokiem, który nie powodował
trzeszczenia starej podłogi. Miała na sobie letnią sukienkę w kwiatki, jedną z
tych eksponujących długie nogi. Rozejrzała się po kuchni, a Sara dostrzegała z
miejsca, w którym siedziała, jak Penelopa odruchowo napina ramiona w obronnym
geście. Młodsza dziewczyna umiała rozpoznać te pełne napięcia twarze rodziców i
zmrużone oczy Piotra. Pewnie dlatego mimowolnie sięgnęła nerwowym gestem
po kosmyk rudych włosów i schowała go za
ucho.
- Rząd nie
ustalił godziny policyjnej - odparła łagodnie, choć doskonale zdawała sobie
sprawę, że spokój panujący w kuchni to iluzja. - Nie sądziłam, że mam jakiś
limit.
To
stwierdzenie mogłoby wywołać burzę, jednak do rozmowy swoje trzy grosze
postanowiła dołożyć pani Tess. Choć nie podniosła głosu, to spojrzenie
skierowane na córkę zdecydowanie ciskało błyskawice.
- Wiesz,
że nie możesz się włóczyć po nocach - zaczęła mówić jeszcze cicho, bardziej
pojednawczo. - Nie zabraniamy ci spotykać się ze znajomymi, ale, na miłość
boską, dziecko! Ile razy mamy ci powtarzać, że nie powinnaś się spotykać z
kimkolwiek, kto ma powiązania z serajskimi rodami?
O
dziwo, trzęsienia ziemi w ciasnej kuchni nie wywołali państwo Tess, ale sama
Penelopa.
- Przecież
wszyscy mają takie powiązania! - krzyknęła, wyrzucając ręce w górę, a jej jasna
twarz nabrała niezdrowych rumieńców. - To co, teraz mam nie wychodzić z domu?
Bo nie powinnam zwracać na siebie uwagi? Może wyjechać z kraju? To załatwiłoby
wszystkie problemy! Ale zaraz, przecież ja nie mam żadnych kłopotów i przed nikim
nie muszę się ukrywać czy uciekać!
Wietrząc
katastrofę w powietrzu, Sara wzięła zdezorientowanego i trochę wystraszonego
tym wybuchem Nathana na ręce. Wstała powoli zza stołu, by opuścić kuchnię zanim
polecą nieprzyjemne słowa, o których wszyscy myśleli, a jakie miała odwagę
wypowiedzieć na głos jedynie Penelopa. Niestety, nieskoordynowanymi ruchami i
cichymi namowami skierowanymi do chłopca, zwróciła uwagę rozwścieczonej
dziewczyny na siebie.
- Jak
długo mam jeszcze znosić jakiekolwiek wyrzeczenia tylko dlatego, że ona tu
jest? - warknęła, a Sara poczuła dreszcz między plecami. - Nie rozumiecie? To
całe wyalienowanie, gra pozorów i trwanie w jednym miejscu to nie efekt biedy
czy braku odpowiedniego tatuażu. - Penelopa wskazała na Sarę podbródkiem, jakby jakikolwiek inny
ruch był zbytkiem łaski. - To wszystko przez wasz obowiązek z przeszłości,
który od jakiegoś czasu jest jak kamień u szyi całej naszej rodziny.
***
Małe
piekiełko stłumił w zarodku płacz Nathana, który podziałał jak zimna woda na
każdego, kto miałby coś do powiedzenia w tej sprawie. Penelopa, Piotr i pan
Tess uspokoili się automatycznie, a Tara wzięła zapłakanego chłopczyka na ręce,
który schował twarzyczkę we włosach matki. Każdy zajął się swoimi sprawami,
jakby złość i żale w ogóle nie ujrzały światła dziennego. Pani Tess zabrała
chłopca do pokoju, który dzielił razem ze swoim bratem, by położyć go spać.
Piotr razem z ojcem rozłożyli zaczętą wcześniej przez Szymona robotę z
majsterkowaniem. Sama Penelopa poszła bez kolacji i dodatkowych komentarzy do
swojego pokoju, w którym na nieszczęście mieszkała z Sarą. Oznaczało to, że
jeszcze przez godzinę nie będzie mieć do niego wstępu, jeżeli nie chciała
kontynuować rozmowy z młodszą
dziewczyną.
Dlatego
Sara poszła pozmywać naczynia po kolacji. W tej dziwnej ciszy praca szła
szybko. Poukładała talarze na suszarce stojącej obok i zniknęła w łazience,
zanim ktokolwiek nabrałby odwagi, by przerwać milczenie. Tutaj, za zamkniętymi
drzwiami, Sara odetchnęła głęboko, pocierając skronie.
Słowa
Penelopy mogły się wydawać wybuchem rozhisteryzowanej i buntującej się
nastolatki, którą dziewczyna po części na pewno była, tyle że gdyby kontynuować
tamtą rozmowę, padłoby pewnie kilka racjonalnych argumentów. Tak naprawdę to
Sara zgadzała się z Penelopą niemal całkowicie, pomijając inwektywy rzucane pod
jej adresem.
Oderwała
się od ściany i podeszła do umywalki. Łazienka była naprawdę mała, a stare
płytki już dawno miały za sobą okres świetności. Pomieszczenie podzielono w
dość ergonomiczny sposób, co wymuszała jego niewielka powierzchnia. W środku
znajdowała się między innymi wanna i lustro nad umywalką. Nie było okien, tylko
te same żarówki dające żółte, postarzające i wykrzywiające światło.
Sara
odkręciła kurek z ciepłą wodą i po minucie ją zakręciła, by zostawić coś dla
pozostałych. Zaczęła zdejmować ubranie i wkładała je do pralki. Skóra w żółtym
świetle wyglądała na poszarzałą i ziemistą. Sara jednak wiedziała, że to tylko
złudzenie, bo zawsze była blada, a ten dziwny odcień zniknie, gdy tylko wyjdzie
na zewnątrz. Na prawym przedramieniu miała tatuaż namalowany henną. Niemal
każdy służący nosił czarny znak pióra - ptasiej lotki umieszczony zaraz nad nadgarstkiem.
W Seraju było prawo nakazujące tatuować obywateli.
Zwyczaj ten pochodził sprzed setek lat, kiedy państwo istniało pod inną nazwą,
a jego ziemie nie były zjednoczone pod jedną flagą. Funkcjonował jako dodatek
obok peseli i czipów identyfikacyjnych - efektowny relikt starej kultury. Prawo
nakazywało henną zapisywać na rękach obywateli ich status, rodzaj zawodu czy
miejsce urodzenia. Galeria znaków była wielka, zupełnie jakby rząd chciał
powrócić do hieroglifów w dobie elektryczności.
Informacje
o zawodzie malowano henną na prawej ręce, w konkretnej kolejności. Były jednak
znaki, które każdy obywatel znał i przed którymi musiał zniżyć głowę. Tatuaże
prawdziwe, na lewym przedramieniu, z tuszem zakrzepłym pod skórą aż do śmierci.
Władzę
w Seraju sprawował król - najstarsze dziecko rodu Whisaw, ale nie dzierżył tej
odpowiedzialności samodzielnie. Pięciu rodom, wchodzącym w skład rządu, oddano
władzę w sektorach gospodarczych.
Członkowie rodziny Trotsky kontrolowali rolnictwo i resort zdrowia. Rodzina
Hegel objęła dowództwo nad wojskiem Seraju i sprawami wewnętrznymi państwa.
Rodzina Adelyn zajmowała się szkolnictwem, sportem i polityką społeczną.
Rodzina Noir była odpowiedzialna za rozwój technologiczny, infrastrukturę i
budownictwo. Rodzina Solstice stała na czele organów sądowych i spraw
zagranicznych.
Tym
rodom się podlegało, dla nich pracowało i ich gniewu bano się najbardziej. Znak
namalowany henną znaczył wiele, ale widok prawdziwego tatuażu, który był
zaszczytem, wymuszał szacunek. Seraj to państwo z zasadami, gdzie tradycja i
nowoczesność szły w parze. Dlatego, będąc zwykłym obywatelem umazanym henną
znikającą po kilku tygodniach, schylałeś głowę, gdy widziałeś sześć zwierząt:
pawia-
symbol Trotsky
węża-
symbol Hegel
wydrę-
symbol Adelyn
tygrysa-
symbol Noir
kruka-
symbol Solstice
feniksa
- symbol rodziny królewskiej- Whisaw
Tatuaże
miały przynosić chlubę, z zasady miały nigdy nie obrażać, a jedynie informować.
Żadna praca nie hańbi, a Seraj to nie miejsce na wojny domowe. Jednak istniał
symbol, który przerażał, poniżał i zwiastował kłopoty, jeśli spotkałeś jego
właściciela.
Znak wytatuowany na tej samej ręce,
co herby rodowe, ale znacznie niżej.
Kogut z dekapitowanym łbem- symbol
zdrajcy
Sara
znała prawa rządzące Serajem. Te wszystkie drzewa genealogiczne i rodzinne
koligacje tłukły jej się po głowie za każdym razem, gdy mijała ważne
osobistości na pałacowych korytarzach. Sądziła, że to między innymi dlatego
Eleonora Whisaw uczyniła z niej jedną z bardziej zaufanych pracownic pomimo
młodego wieku.
Przed
wejściem do wanny ściągnęła bandaż ciasno owijający jej lewe przedramię.
Rzuciła go na pozostawione wcześniej ubrania i zamoczyła się w wodzie. Szorując
ciało przy użyciu mydła, Sara starała się delikatnie pocierać skórę, na którą
nałożono hennę. Tatuaż malowany barwnikiem wytrzymywał zwykle do sześciu
tygodni, potem trzeba było go odnawiać. Dziewczyna starała się to robić jak
najrzadziej. Licencjonowani tatuażyści to dość elitarna i kosztowna grupa w
Seraju, a w Velorze - stolicy państwa - ceny były mocno zawyżone. Dlatego Sara
dbała o znaki na jej ciele, szorując delikatnie skórę. Tak też tłumaczyła
każdemu wiecznie zasłonięte przedramiona, jeżeli chciał posłuchać: większe
oszczędności i ochrona przed słońcem, które wysysa kolor barwnika... Sara
chroniła je bardziej przed ludzkim wzrokiem, ale tego nie mówiła na głos.
Starania
Sary jednak nie wiele dawały, woda dziś też przybrała ciemny kolor. Dziewczyna
zdawała sobie sprawę, że najwyżej tydzień i będzie zmuszona odnowić oba
tatuaże.
Po
wyjściu z wanny wytarła szybko ciało i założyła świeże ubranie, w którym kładła
się spać. Rozczesała mokre, długie włosy i sięgnęła po bandaż, zawsze
przykrywający lewe przedramię.
Każdy
ma jakiś ciemny kąt, gdzie upycha swoje sekrety, jednak Sara nie miała aż
takiego komfortu i swój największy nosiła cały czas na sobie, a dokładniej: pod
skórą. W zaparowanej łazience, stojąc na niezmiennie zimnych kafelkach,
dziewczyna starannie bandażowała lewe przedramię tak, by mieć niezmąconą niczym
pewność, że kawałek materiału się nie zsunie bez jej pozwolenia. Stopniowo, pod
zszarzałym kawałkiem materiału, znikał spłowiały już wzór henny: nieudany
symbol małżeńskiej przysięgi, nanoszony raz na miesiąc nie w tym miejscu, co
trzeba. Zakrywał on prawdziwy tatuaż, z którego Sara nigdy nie będzie dumna.
Ledwie
wyszła z łazienki, a na jej miejsce od razu wpakował się Piotr, o czymś jej
głośno mówiąc. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z siły swojego głosu, dlatego i
tym razem Sara zwróciła mu uwagę, że jego młodszy brat już śpi. Zreflektował
się od razu i zniknął za drzwiami łazienki ze zmieszanym uśmiechem.
Atmosfera
w domu nie zmieniła się, bez znaczenia było schowanie się Penelopy w pokoju
albo Sary w łazience. Państwo Tess czekali na nią w kuchni z pozoru pochłonięci
swoją pracą. Robili to zawsze, kiedy chcieli z nią porozmawiać, jakby lata
spędzone razem nie dały im wystarczającej odwagi, by traktować ją jak pozostałe
swoje dzieci. Sarze wciąż dźwięczały w uszach wyrzuty Penelopy. Nie zostawiały
one niedomówień i dziewczyna wiedziała, że należeć do jakiejkolwiek rodziny
wcale nie jest łatwo.
Usiadła
na jednym z krzeseł dość sztywno. Należałoby
je ponownie polakierować w najbliższym czasie pomyślała mimowolnie,
odgarniając mokre włosy z czoła. Tara i Szymon pozostawali w ciągłym ruchu,
nawet jeśli siedzieli tuż obok siebie. To poruszenie, ciągłe drżenie mięśni pod
skórą, nie było oznaką zdenerwowania czy wyczekiwania. Dla tej dwójki,
siedzącej przed Sarą, stanowiło zdrową oznakę normalności, coś czego wręcz od
nich oczekiwała. Ten sam pęd do zmiany i wrodzoną nienawiść do stagnacji miały
ich dzieci, choć może nie do końca zdawały sobie z tego sprawę.
- Jutro
muszę wyjść wcześniej niż zwykle. - Sara zaczęła pierwsza, odruchowo zbierając
okruszki pozostałe na stole opuszkami palców. - Eleonora, jak na byłą królową,
ma coraz więcej obowiązków.
Tara
skinęła głową, wciąż szczypiąc brzeg obrusu. Z tej odległości malunek pąku róży
na prawym przedramieniu był doskonale widoczny.
- Chciałam
cię właśnie spytać o twój harmonogram pracy. - Tara zaczesała krótkie ciemne
włosy za ucho. - Piotr mówił, że ma spędzać dodatkowe godziny w kuchni, a z
Penelopą jeszcze nic nie wiadomo.
- Nie
rozmawiałam jeszcze o tym z przełożonym. Dlaczego pytasz?
- Miałam w
tym tygodniu odbierać Nathana z przedszkola, ale Aria Hegel wymusiła na mnie
dodatkowe godziny pracy i…
Szymon
prychnął pod nosem, nawet nie starając się ukryć kpiny na słowa żony. Patrzył
na nią wiecznie zmrużonymi oczami w wymowny sposób. Tara, widząc ten
prowokacyjny gest, zmarszczyła oczy, a siatka zmarszczek wyostrzyła się.
- Tak,
dokładnie tego słowa użyłam, Szymonie: WYMUSIŁA-
zaakcentowała je, chcąc w ten sposób zrobić mu na złość. Zaraz przeniosła
wzrok na Sarę. - Wspominała coś o
większej ilości zajęć, nie będzie jej całymi dniami w domu i…
- A ty,
moja droga, zgodziłaś się zostawać dłużej z jej dziećmi - wtrącił się Szymon,
wystawiając cierpliwość kobiety na próbę.
Tara
zamknęła mocno oczy, a Sarze wydawało się, że w tym geście jest tyle samo
zmęczenia co złości na męża i swoją pracodawczynię.
- Nie dam
rady odbierać małego ze szkoły, przykro mi - rzekła od razu dziewczyna, nie
pozwalając małżeństwu kontynuować sprzeczki. - Jeżeli żadne z nas nie ma czasu,
to może znowu poprosić panią Lewis?
Szymon
odłożył śrubokręt, którym do tej pory trzymał w ręku, na bok i skinął jej głową. Pani Lewis była
ich sąsiadką, którą wykorzystywali w sytuacjach awaryjnych do opieki nad
Nathanem. Kobieta lubiła chłopca na tyle, by nie robić im wyrzutów, a dziecko
traktowało ją jak babcię, której nie miał. Sarze niezbyt jednak pasowało takie
rozwiązanie, choć nie miała ku temu większych powodów. Dziewczyna wolała
jednak, gdy ktoś z rodziny opiekował się
chłopcem.
- Gdy
dostanę wypłatę, jej część można przeznaczyć dla pani Lewis - mruknęła Sara. -
Ostatnio coraz częściej mały zostaje pod jej opieką. Kobieta na pewno daje mu
obiad i słodycze. Należy jej się zwrot kosztów, nie musimy zaciągać u nikogo
długów wdzięczności.
- Saro -
wtrącił się Szymon, zamykając śrubki w pieści. - Już się tym zajęliśmy.
Sąsiadka dostała pieniądze za opiekę nad Nathanem . Nie musisz się do niczego
dokładać.
- Wolelibyśmy,
byś zatrzymywała całą swoją wypłatę - poparła męża Tara. - Oboje zarabiamy
wystarczająco, by utrzymać was wszystkich.
Sara
siedziała poirytowana, ale nie miała zamiaru tego pokazywać. Nie była Penelopą,
nie miała jej siedemnastu lat, otwartości i swobody. Pozwoliła sobie tylko przygryźć dolną wargę na dwie sekundy, by po
chwili zakończyć tę rozmowę najszybciej jak się da.
- Rozmawialiśmy
już o tym. Wielokrotnie. Dokładam się do rachunków w domu, w którym mieszkam.
Nie martwcie się, nie jestem aż tak wspaniałomyślna, nie oddaję całej pensji. -
Nie udało jej się ukryć ironii, która przesiąkła ostatnią część zdania. - Mam
już dwadzieścia dwa lata i według każdego serasjkiego prawa jestem dorosła.
Powinnam być samodzielna.
Szymon
wiedział lepiej od swojej żony, że Sara nie zmieni zdania. Rozumiał, że
dzisiejszy wieczór to nieodpowiedni czas na jałowe rozmowy. Każdy z ich był
zmęczony pracą i podenerwowany wcześniejszą kłótnią. Jednak Tara nie widziała
tak subtelnych znaków jak upór w oczach ich podopiecznej, dlatego, w
przeciwieństwie do męża, brnęła dalej wprost na pole minowe.
- Obiecałam
twojej matce…
- Z
każdego takiego zobowiązania państwa zwolniłam - przerwała Sara stanowczym
głosem. - Ustaliliśmy, że żadna z dawnych przysiąg nie obowiązuje, mój dawny
status nie ma znaczenia, a ja zostanę w tym domu i będę pracować oraz zarabiać
na swoje utrzymanie.
Cisza,
która znów zaległa w kuchni, zapychała uszy. Dziewczyna spuściła wzrok i
zaczęła ponownie zbierać okruszki z blatu stołu. Państwo Tess milczeli, bo
chyba nie do końca wiedzieli, jaką rolę odgrywać. Penelopa miała rację, oni
wszyscy trwali jedną nogą w tamtym życiu i trzymali się kurczowo
odpowiedzialności, która już nie spoczywała na ich barkach. Tara i Szymon nie
patrzyli sobie w oczy. Spoglądali na nią, dobierali odpowiednie maski,
decydowali się na zdania, które były równoznaczne z obranym stanowiskiem.
- Jeżeli
przejmujesz się tym, co powiedziała dziś Penny… - zaczęła pani Tess, ale Sara
po raz kolejny jej przerwała.Nie było to uprzejme, ale chciała mieć to już za
sobą.
- Penelopa
miała rację. - Głos Sary był spokojny, kiedy to mówiła, jednocześnie bawiąc się
okruszynami chleba na swoich palcach. - Pora pójść naprzód i zostawić dawne
przywiązania. Nie jesteś już, Taro, służącą mojej matki. Minęło dwanaście lat
od tamtego incydentu i ja też już nigdy nie będę tamtą dziewczynką z
zaplanowaną przyszłością. Mieliśmy już nie uciekać. Wasza rodzina nigdy nie
powinna się chować. To chyba również obiecywałaś mojej matce, kiedy umierała,
prawda? - Sara podniosła wzrok i spojrzała na Tarę, której zielone oczy
błyszczały od wstrzymywanych łez. - I co? - Przeniosła spojrzenie na Szymona. -
Posłuchajcie swojej córki, bo ten jej młodzieńczy bunt wcale nie jest taki
głupi. Ochroniliście mnie i moją matkę, kiedy świat walił się nam na głowy, ale
to już za nami. Będę wam za to wdzięczna do końca życia, tyle że po tylu latach
rozmyła się pewna granica i dobrze, że Penelopa o niej przypomniała. Ukrywanie
się, życie nie swoją tożsamością i gra pozorów nie powinna was nigdy dotyczyć.
- Problem
w tym, że dotyczy! - oburzyła się Tara, ignorując dłoń męża na jej ręce, która
już nie miętosiła obrusu. - Opiekujemy się tobą, jesteś niemal jak nasza córka…
- Już
potrafię sama o siebie zadbać.
W
tym stwierdzeniu miało nie być żadnych emocji. Sara spokojnym, rzeczowym głosem
chciała skłonić państwo Tess do myślenia. Taka była rzeczywistość: oni nigdy
nie zapomnieli, jaki tatuaż chowała pod bandażem na lewej ręce. Związana z nim
przeszłość i prawdopodobne konsekwencje, które były jak noże zawieszone nad
głowami każdego z osobna, czasem spinały mięśnie i spłycały oddech. Nie miało
być mowy o swobodnych relacjach, braku dystansu i zaufaniu. Sara mogla myśleć o
tej rodzinie jak o swojej, ale nigdy nie miała się stać jej integralną częścią.
W
kuchni znowu zaległa cisza, może nawet gorsza od wszystkich poprzednich tego dnia. To było
niezdrowe i pełne wyrzutu, a co najgorsze, to nie do końca dało się określić,
co i kto ma komu do zarzucenia. Sara wstała cicho ze swojego miejsca, zepchnęła
okruszki na rękę i wrzuciła do kosza pod zlewem. Skinęła państwu Tess na
dobranoc, uśmiechając się pojednawczo.
- Powiecie
Piotrowi, jak wyjdzie z łazienki, że jutro jadę wcześniej do pałacu? - spytała
lekkim tonem, jakby wcześniej nie padły żadne słowa. - Czasem go budzę.
- Pewnie,
Saro - przytaknęła Tara, chcąc się uśmiechnąć równie swobodnie co ona, ale
niezbyt jej to wyszło.
Opuściła
kuchnię, życząc im wszystkim dobrej nocy. Wślizgnęła się do swojej sypialni,
mając nadzieje, że Penelopa zdążyła już zasnąć.W małym pokoju, zagraconym
rzeczami młodszej dziewczyny nawet na połowie Sary, panowała nieprzenikniona
ciemność. Dziewczyna pokonała odległość do swojego łóżka instynktownie.
Penelopa, nawet jeżeli tylko udawała, oddychała głęboko i leżała nieruchomo
plecami zwrócona do swojej części pokoju. Sara podeszła do okna przysłoniętego
żaluzją i powoli ją podniosła. Na zewnątrz panowała ciemność, w oknie
skierowanym na ogród pani Lewis widoczne były jedynie krawędzie dachów i
światła ulic w oddali. Sara odetchnęła głęboko, a oddech osiadł na szybie,
rozmywając kontury drzew, zupełnie jakby dziewczyna tym gestem chciała pozbyć
się niepotrzebnych myśli i strachów. Po chwili patrzenia w nieprzenikniony mrok
skierowała się do swojego łóżka ostrożnie, by nie wywoływać skrzypienia
podłogi. Sara położyła głowę na poduszce i starała się jak najszybciej zasnąć.
W nocy nie musiała się zastanawiać nad przyszłością.
Spała
może pięć godzin, nieistotne. Nic jej się nie śniło, a pomimo twardego snu
usłyszała od razu dźwięk budzika zostawionego na stoliku tuż nad jej głową.
Wyłączyła go już po pierwszym dźwięku. Nie do końca rozbudzona zerknęła na
Penelopę, wciąż śpiącą po drugiej stronie pokoju.
Wstała
po cichu, bo w pokoju wciąż było ciemno, choć panował ten rodzaj mroku, który
prawie się kończy - resztki nocy. Sara oparła nogi na wydeptanej wykładzinie
przy łóżku i podeszła do szafy, wyciągając z niej komplet ubrań na dziś.
Była
czwarta nad ranem i dom spał razem z jego mieszkańcami. Podłoga poskrzypywała
cicho, kiedy dziewczyna szła do łazienki. Żółte światło żarówki biło
nieprzyjemnie po oczach, częściowo ją rozbudzając. Sara ochlapała twarz zimną
wodą i sięgnęła po ubrania.
Piotr
twierdził, że wygląda zupełnie niekobieco w szerokich spodniach oraz koszuli
zarzuconej na plecy. Sara całkowicie się z nim zgadzała i była z tego w miarę
zadowolona. Workowate ubrania i spłowiałe kolory tylko podkreślały brak
kobiecych kształtów. Sara mogłaby coś z tym zrobić, ale celowo potęgowała ten
efekt. Można to nazwać przesadą, ale dziewczyna chciała zatuszować wszystko, co
wiązało się z jej osobą: wyuczone ruchy, wygląd, nazwisko… Na niemal każdym
kroku coś zmieniała i kamuflowała jak w krzywym zwierciadle. Coraz częściej
dopuszczała do siebie myśl, że nie było potrzeby tak się maskować. Sama wczoraj
próbowała to powiedzieć Tarze i Szymonowi. Sara westchnęła cicho, bo, ku swojej
irytacji, zdała sobie sprawę, że to głównie ona stoi w miejscu.
Oparła
się na moment o umywalkę i spojrzała na siebie, miętosząc w ręku ubranie.
Rankiem podobno najłatwiej się myśli, więc może dzięki temu Sara zrozumiała, że
to ona niezasymilowała się do końca. Nie przyswoiła momentu, w którym okres
ucieczki i chowania się po kątach już minął. Wciąż nie przywykła do faktu, że
nie szukano jej, a życia i statusu Sary nie chciano wykorzystać.
Patrząc
na fragment swojego ciała w łazienkowym lustrze, dziewczynie powoli zaczynało
przeszkadzać, że wyglądała jak chudy chłopak, w za dużych spodniach, o
dziewczęcych rysach twarzy. Stojąc w łazience, zaplatała ciemne włosy w
warkocz, który zwinęła u podstawy czaszki w kok, by żaden włos się nie wymknął.
Dziś miała ochotę je rozpuścić, by włosy wyglądały choć trochę jak te Penelopy,
ale stłumiła to pragnienie w zarodku. Nigdy się nie malowała, dlatego blada
cera odcinała się od włosów. Spierzchnięte usta, niewyregulowane brwi i
wiecznie spuszczony wzrok. Gdyby się opaliła, mogłaby wyglądać jak co drugi
obywatel albo jeden z emigrantów, ale geny nie chciały razem z nią oszukiwać.
Sara
sprawdziła instynktownie bandaż na lewej ręce, naciągnęła rękawy aż po
nadgarstki i wyszła na korytarz trochę niewyspana, coraz bardziej zmęczona
codziennością. Wchodząc do kuchni, włączyła małe radio stojące na lodówce.
Ściszyła dźwięk do przyjemnego pomruku i, regulując antenę, złapała stację z
kanałem informacyjnym. Sięgnęła do lodówki po mleko, jednocześnie wsłuchiwała
się w poranne wiadomości.
-
… Na razie nie poinformowała, czy atak miał
charakter terrorystyczny. Wybuch zniszczył budynek należący do miejscowego
mechanika, specjaliści sprawdzają stan sąsiednich mieszkań. Wiadomo, że dwie
osoby nie żyją, są to mężczyźni w wieku dwudziestu pięciu i trzydziestu
czterech lat, mieszkający w zniszczonym domu. Jeden z nich był emigrantem o
zarejestrowanym czipie identyfikacyjnym. Specjaliści szukają jego powiązań z
jedną z rodzin gangsterskich na terenie Ziem Niczyich. Poza tym nikt nie został
ranny, prawdopodobnie dzięki wczesnym godzinom wybuchu. Policja w Kope apeluje
o zachowanie spokoju…
Jedząc
płatki, Sara słuchała uważnie dźwięcznego głosu spikerki radiowej. Kope było
jednym z większych miast na południu kraju, leżącym wzdłuż granicy z Ziemiami Niczyimi.
Tak nazywano obszar, który nie był objęty jurysdykcją żadnego władcy. To tereny
piaszczyste i ubogie w roślinność. Ziemie Niczyje tak naprawdę były czyjeś, podzielone na zbiorowisko
miast-państw, w których władzę dzierżyła konkretna rodzina. Miasta prowadziły
między sobą interesy, ale była to gra na dwa fronty. Każde z nich sabotowało
projekty sąsiadów, oczerniano się między sobą a nawet napadano na siebie
nawzajem. Walki i prawo zemsty pomiędzy klanami doprowadziło do powstania fali
uchodźców i przemieszania się ich na północ, do nowoczesnych państw jak Seraj,
Ameland i Halledyn.
Sara
usłyszała ciche otwieranie drzwi i ostrożne kroki na korytarzu. Po chwili w
kuchni pojawił się Szymon w ubrany już w robocze ubrania. Pracował jako
elektryk w elektrowni zaopatrującej miasto. Spojrzał na Sarę dość rozbudzonym
wzrokiem i skinął jej na powitanie.
- Dzień
dobry. - Głos miał cichy i ochrypły. - Zostało jeszcze mleko?
- Prawie
cały karton, można się częstować - powiedziała, przesuwając wspomniany
przedmiot na środek stołu.
Szymon
chwycił czajnik elektryczny i zaczął napełniać wodę.
- Kawy?
- Nie,
dzięki - odparła Sara, wyjadając ostatnie płatki z miski. - Zaraz wychodzę.
Szymon
stał do niej plecami, więc nie widziała jego wyrazu twarzy. Wyjmował ze starego
kredensu kubek z uszczerbionym uchem i wsypywał do niego kawę mieloną.
- Umówię cię na hennę do Marty -
powiedział, kiedy czajnik się wyłączył, a on zalał kawę wrzątkiem. - Ostatnimi
czasy więcej ludzi do niej przychodzi, gównie uchodźcy, ale ona nie jest
wybredna. Dla starych klientów na pewno znajdzie lukę w kalendarzu.
- Dzięki.
- Sara była naprawdę wdzięczna za ten miły gest, zwłaszcza po wczorajszej
rozmowie. - Najlepiej, gdyby jeszcze w tym tygodniu znalazła czas. Nie wiem,
czy ta henna jest gorszej jakości, ale zdecydowanie trzyma się krócej niż
poprzednie tatuaże.Chyba jej wspomnę, że kiedy żąda się podobnych cen, produkt
powinien mieć jako taką wartość.
Sara
dojadła do końca i wstawiła miskę i łyżkę do zlewu. Szymon dolewał mleka do
kawy, więc poczekała i, gdy skończył, schowała karton do lodówki.
- Mam cię
umówić na jeden tatuaż czy… ?
- Dwa
tatuaże - odparła, może zbyt stanowczym
głosem. - Odłożyłam już pieniądze.
Szymon
nie przestraszył się jej tonu. Milczał chwilę, badał wzrokiem jej twarz, jakby
niemal czytał jej w myślach i pił kawę z mlekiem łyk za łykiem.
- Czy nie
myślisz, że skoro wczoraj rozmawialiśmy o zostawieniu przeszłości za sobą, to
nie tylko Tara i dzieciaki powinny wziąć to sobie do serca?
Szymon
był cholernie mądry. Ta jego przenikliwość czasem przerażała Sarę. Oboje
wiedzieli, że w tej sytuacji Sara jest hipokrytką. W dodatku przewrażliwioną na
punkcie tatuażu, o którym wczoraj mówiła, że nic nie znaczy. Przecież pracowała
od kilku lat w pałacu, pod okiem tych wszystkich, przed którymi chciała się
schować. Wtedy przełamała swój wewnętrzny opór, wychyliła z cienia stopę, a
znak na lewej ręce powoli przestał być wymówką na wszystko. Jednak teraz
dziewczyna niemal instynktownie znów cofała się w ten swój cień. Tego poranka,
w szarości nowego, na pewno ciepłego dnia, Sara była tchórzem, jakim nigdy nie
chciała się stać. Mądre, wiecznie zmrużone oczy Szymona to widziały i póki co
tylko analizowały.
Przez
dwanaście lat nikt jej nie szukał, nie pytał o nią, nie potrzebował. W pałacu
nikt nie zwracał uwagi, żaden arystokrata nie rozpoznał znajomych rysów twarzy,
a była królowa nie podejrzewała, kto jej usługuje. Dla tamtych ludzi już nie
istniała. W głębi duszy dziewczyna czuła resztki strachu, które były jak
zahibernowane na okres zimy zwierzę: przeszłość i dawne błędy nie mogły się
rozmyć w wodzie jak malowidła. Przypominały bardziej tusz zastygły pod jej
skórą, który tylko czekał, by ujawnić jej tożsamość. Zima kiedyś się kończy i
zawsze wystarczał tylko jeden ochotnik, zbyt ciekawski, chorobliwie
podejrzliwy, by zaczął grzebać po kątach w poszukiwaniu tajemnic.
Pytanie,
czy naprawdę kogokolwiek to jeszcze obchodziło.
Być
może Sara była hipokrytką i skończonym tchórzem, ale nie była głupia. Nikt jej
z tym znakiem nie powita z otwartymi ramionami, będą tylko podejrzenia, ciche
obelgi i toczące się po ziemi głowy.
- Muszę
już iść, spóźnię się na autobus - odpowiedziała jedynie, nie patrząc Szymonowi
w oczy.
Chwyciła
plecak i wyszła, zamykając za sobą po cichu drzwi. Nie słyszała nic poza szumem
radia i trzeszczeniem podłogi pod jej stopami, ale doskonale mogła sobie
wyobrazić pełne zmęczenia westchnienie Szymona, jakby poranek zdążył go zmęczyć
bardziej niż nadchodzący dzień.
Poranki były chłodne, za każdym
razem przyprawiały o gęsia skórkę. Rosa z trawnika przy chodniku moczyła
nogawki spodni, a wilgotne powietrze wnikało między włosy, sprawiając, że
kręciły się nad czołem. Sara szła szybko na przystanek autobusowy, oddychając
tym powietrzem pełną piersią. To tempo, niemal żołnierskie i pozbawione wdzięku
pozwalało się wyciszyć.
Autobus już czekał na pasażerów, a
w środku już kilkoro z nich zajęło
miejsca. Dziewczyna usiada na jednym z foteli tuż przy oknie. Przetarła zaparowaną
szybę rękawem i wyjrzała przez nie. Zapowiadał się kolejny gorący dzień z
jasnym niebem i suchym powietrzem grzęznącym w płucach razem z ulicznym pyłem.
Po pięciu minutach kierowca ruszył w
stronę centrum Veroly, a miarowy rytm, w jakim pojazd się poruszał, mieszał się
ze szmerem rozmów pasażerów. Sara zazwyczaj się im nie przysłuchiwała, ale
nerwowe szepty wkradały się do głowy, aż mimowolnie zaczęła skupiać na nich
uwagę.
Rozmawiano o dzisiejszym wybuchu na
granicy Seraju. Opowiadano przyciszonym głosem tym, którzy nie słuchali
porannych wiadomości, o incydencie w Kope, o śledztwie policji i prawdopodobnym
tuszowaniu sprawy. Otyły mężczyzna w kraciastej marynarce był o tym przekonany
i tłumaczył kobiecie stojącej obok, że
nielegalni imigranci celowo destabilizują sytuację na granicy, a władza niczego
z tym nie robi. Przysłuchiwał się mu cały autobus, który z przystanku na
przystanek zabierał większą liczbę pasażerów. Sara widziała wśród nich dużą
część tych, o których mężczyzna mówił z tłumioną pogardą
Ludzie z Ziem Niczyich stali z boku, rzadko
siadając na wolnych fotelach autobusu. Trzymali się w grupkach, a mocno opalone
ciała w odcieniach brązu nie nosiły ani jednego tatuażu. Sara `spoglądała ze
swojego miejsca na jedną z takich grupek, gdzie dziewczyny i chłopcy w jej
wieku rozmawiali przyciszonymi głosami między sobą. Pochylali głowy ku sobie,
ale gdyby ktoś chciał spojrzeć uważniej, dostrzegłby zmarszczone brwi i mocno
zaciśnięte ręce na poręczach foteli. Ten tłumiony gniew musiał pulsował mocniej
pod ich skórą z każdą usłyszaną obelgą na temat swojego narodu.
- Dzikusy, mówię to pani, nie ma co zaprzeczać. Pozwalamy im
mieszkać w naszym kraju, a jak oni się odwdzięczają…?
Jeden z emigrantów o długich włosach
zaczesanych w kucyk, odwrócił się gwałtownie w stronę mężczyzny w marynarce.
Chciał pewnie powiedzieć coś równie obraźliwego. W zmrużonych gniewnie czarnych
oczach kotłowały się myśli, a na usta już się rozchylały, by dorzucić swoje
obelgi. Taka wymiana zdań mogła przynieść tylko lawinę pretensji, gróźb, a
nawet szarpaninę. Wiedział to ten chłopak, wiedział to też mężczyzna, który ze
zwycięskim uśmieszkiem patrzył na swoją ofiarę, czekając tylko na jedno jej
słowo. Pasażerowie zdawali sobie z tego sprawę z napicia panującego w
autobusie. Zogniskowali wzrok na tej konkretnej dwójce, zaciskając pięści na
ich wzór, śledząc drżenie mięśni na ich twarzach i wychwytując w ulicznym
hałasie obelg, które miały być nie do wybaczenia.
W tym pełnym napięcia momencie
kierowca zatrzymał autobus, pozwolił na rotacje pasażerów, czym wywołał
dezorientację w tych, którzy zamiast kawy dla pobudzenia z chęcią obejrzeliby
czyjąś bójkę i rozbite nosy. Gdy
kierowca ruszył dalej, wewnątrz pojazdu nie było ani mężczyzny w marynarce ani
chłopaka o długich włosach.
Autobus po kilkunastu minutach
dojechał na miejsce i pasażerowie wysiadali nieśpiesznie na zewnątrz.
Przystanek był ukryty za ścianą drzew, a temperatura w ich cieniu sprawiała, że chciało się niemal
instynktownie potrzeć odsłonięte przedramiona. W takich chwilach Sara cieszyła
się z noszenia koszuli z długimi rękawami.
Gdy koronę przejął książę Salomon,
jego matka opuściła główny pałac, by obserwować rządy swojego syna z
niewielkiego dystansu - budynku przekształconego na jej siedzibę w centrum
Veroly. Był to jedynie symbol,
którego nikt od niej nie wymagał, a który królowa narzuciła sama.
Sara skierowała się do budynku
ulokowanego pośród szklanych wieżowców. Zbudowany z ciemnego kamienia o dużych
oknach i elegancko przystrzyżonym trawnikiem wokół brukowanego podjazdu. Bramy
wjazdowej jak zawsze strzegło dwóch strażników, wyglądających na znudzonych
nocną zmianą.
Sara podeszła do nich wyciągając
identyfikator - magnetyczny czip, który błyszczał w słońcu. Zapisane w nim były jej dane, numer pesel oraz uprawnienia
do poruszania się po pałacu królowej. Przy budce strażniczej szumiał telewizor,
który pewnie próbowano wyregulować.
Mężczyzna w średnim wieku, ubrany w szary mundur z czerwonymi emblematami
czekał oparty o mur w dosyć niedbałym geście. Widząc Sarę skinął jej głową na
powitanie, a ona odwzajemniła gest, bo akurat tego strażnika kojarzyła - miał
złotego zęba obok prawej jedynki. Ten dla formalności sięgnął po czytnik
schowany w kaburze przy pasku i uśmiechając się porozumiewawczo, sprawdził jej
identyfikator. Po kilku sekundach musiał pojawić się odpowiedni komunikat na
ekranie urządzenia, bo strażnik ruchem ręki dał jej pozwolenie do przejścia.
Wejściem dla służby skierowała się
do szatni. Sara o wiele bardziej wolała przychodzić do pracy na pierwszą
zmianę, bo pałac Eleonory, zupełnie jak dom Tessów, wydawał się pogrążony w
uśpieniu, póki jego właścicielka się nie obudzi. To były pozory, bo w tym
miejscu zawsze ktoś pracował, ale w pewnym wyciszeniu, by nie zmącić ciszy. Ten
spokój był zaraźliwy, a Sarze podobało się brzmienie kroków w pałacowych
podziemiach - miękkie, zupełnie jak przy
uderzaniu brzegiem dłoni o naciągnięty materiał.
Przebrała się w swój uniform i
skierowała się do pokoju socjalnego, gdzie szefowa poprzedniej zmiany
przekazywała polecenia królowej ich zespołowi. W pomieszczeniu było już kilka
pracownic, w tym jej przełożona - pani Morris, która spojrzała na Sarę
poirytowana.
- Nie masz zegarka? - warknęła, nie
kryjąc złośliwego uśmiechu pokrytych czerwoną pomadką ustach. - Żelazka też
dawno nie trzymałaś w rękach. Spójrz na kołnierzyk swojej koszuli! Tak chcesz
pokazać się królowej?
Sara
odruchowo uniosła rękę do swojej szyi, ale zaraz ją opuściła. Kołnierz nie był
wymięty, sprawdziła swój wygląd w lustrze przed wyjściem z szatni. Wiedziała
również, że się nie spóźniła, miała jeszcze jakieś pięć minut oraz że wszelka
dyskusja ze swoją przełożoną jest jałowa i tylko pogorszy sytuację.
- Przepraszam - mruknęła cicho,
odrobinę pochylając głowę, mając nadzieję, że nie będzie musiała dodawać nic
więcej.
Kobieta prychnęła pod nosem. Miała
chęć powiedzieć coś jeszcze, już otwierała usta, by wytknąć Sarze kolejne
niedociągnięcia, kiedy otworzyły się drzwi do pokoju socjalnego.
Do
środka weszła kobieta w średnim wieku w standardowym uniformie i ciemnymi
włosami upiętymi w kok. Leonia rozejrzała się spokojnie po pomieszczeniu
witając wszystkich uprzejmym uśmiechem.
- Noc przebiegła bez problemów -
powiedziała ochrypłym cichym głosem, skupiając wzrok na pani Morris. - Raun ma
szczegółową listę, co musi być dzisiaj wykonane. Na pewno trzeba będzie pogonić
krawcową z poprawkami i skończyć porządkowanie biblioteki.
- Coś jeszcze? - spytała Leonię
obojętnie, ale wszyscy, którzy pracowali tu dłużej wiedzieli, że Morris
najchętniej nie zamieniłaby ze swoją zmienniczką ani jednego słowa.
Kobieta
miała dokładnie taki sam stosunek do pani Morris, dlatego podczas tych
nielicznych rozmów odpowiadała jej z dobrze dawkowaną uprzejmością.
- Królowa prosi, by śniadanie razem
z lekami przyniosła jej Sara - dodała z cieniem uśmiechu.
Pani
Morris skinęła głową i skierowała się do wyjścia z pokoju, nie dodając nic
więcej. Razem z nią wyszły pozostałe służące, czekając na podział
obowiązków. Gdy tylko drzwi się
zamknęły, Leonia odwróciła się do Sary, uśmiechając konspiracyjnie.
Pani
Morris nie cierpiała żadnej ze swoich podwładnych, ale ze wszystkich osób, z
którymi musiała pracować w pałacu królowej, najbardziej nie znosiła Sary i
Leoni. Dziewczyna dobrze wiedziała. że znajduje się na czarnej liście swojej
przełożonej dlatego, że Eleonora uczyniła z Sary kogoś w rodzaju swojej
osobistej pomocy, nie proponując tego stanowiska starszej i dłużej pracującej
kobiecie. Leoni nie cierpiała zaś za to, że nie była obywatelką Seraju.
- Chodź, odprowadzę cię do kuchni i
przekażę leki.
Wyszły na korytarz i skierowały się
do kuchni, gdzie Holly czekał już na nią z przygotowanym śniadaniem. Królowa
była cukrzykiem, a dodatkowe problemy z ciśnieniem wymuszały na niej zdrowy
tryb życia.
- Tutaj masz fiolkę z lekami i napar
ziołowy - tłumaczyła Leonia bardziej dla zasady niż z potrzeby, bo od jakiegoś
czasu do obowiązków Sary należało też przypominanie królowej o lekach. - Wciąż
jest gorący, dlatego niech poczeka kilka
minut.
- Tak zrobię - zgodziła się Sara, uśmiechając
lekko do tej kobiety, a fiolkę z lekami chowając do kieszeni.
Leonia skinęła jej głową i życząc
udanego dnia poszła w stronę szatni, ostatecznie kończąc swoja zmianę. Sara
szanowała tą kobietę, która była podobna do Rauna w tym swoim cichym
wykonywaniu obowiązków.
Trzymając tacę z kilkoma lekkimi
potrawami, dziewczyna skierowała się do sypialni Eleonory. Królowa miała nawyk
wczesnego wstawania, który pozostał jej z czasów panowania.
Idąc jasnym korytarzem, pełnym obrazów z krajobrazami Seraju, Sarze wydawało się, że w
tą poranną ciszę już wkradł się dysonans, a hałas jest donośniejszy przy pokojach
Eleonory. Dziewczyna zmarszczyła brwi, przyśpieszając kroku.
Ktoś
był w sypialni królowej. Przez uchylone drzwi słychać było męski głos, a im
bliżej Sara podchodziła, tym wyraźniej brzmiały słowa przesycone złościom.
Dziewczyna powinna się oddalić, albo
chociaż przystanąć w cieniu jednej z rzeźb na korytarzu i usunąć się z drogi.
Należało udawać głuchą i ślepą, a najlepiej stać się niewidzialną na czas
trwania tej rozmowy, która nie była przeznaczona dla jej uszu. Tak zwykle
zachowałaby się Sara, ale tego ranka złamała większość swoich postanowień. Później, wracając myślami do tego wydarzenia, nie wiedziała, co ją do tego podkusiło.
- … nie będziesz, moja królowo,
szpiegować moich generałów - Stanowczy głos niemal syczał w pałacowej ciszy,
wystarczając za wszystkie niewypowiedziane groźby. - Przestaniesz mieszać się
do spraw, które już dawno zakończono…
- Generale - przerwała mu Eleonora,
której głos niósł się z mocą aż na korytarz. - Chyba się zapomniałeś. Co prawda
nie sprawuję już władzy, ale masz odnosić się do mnie z szacunkiem! Wciąż jestem byłą monarchinią i matką obecnego
króla, więc jakim prawem oczerniasz mnie z samego ranka?
Sara przystanęła w miejscu,
jednocześnie zaciekawiona i przestraszona konsekwencjami, jakie może mieć za
podsłuchiwanie. Taca, którą trzymała w rękach, lekko zadrżała, ale dziewczyna
szybko zapanowała nad nerwowym gestem i przesunęła się prawo, by schować się
przy ścianie. Ten ruch dał jej możliwość poznania tożsamości tego, który
tak wcześnie rano szargał nerwy jej pracodawczyni.
Wysoki mężczyzna, ubrany w szary garnitur z odsłoniętymi przedramionami, stał bokiem do niej, ale z tej odległości Sara doskonale widziała jego surowe
oblicze, siwiejące już czarne włosy i tatuaż węża na lewym przedramieniu. Znała
go, pamiętała i dziwiła się sobie, że sam jego głos nie wywołał dreszczu
na plecach. Taca ponownie zadrżała jej w
rękach, a ziołowy napar w eleganckiej filiżance niebezpiecznie obił się o jej
brzegi.
- Jak śmiesz przychodzić do mnie bez
zapowiedzi, wyrywać z łóżka, przesłuchiwać i grozić, jakbym była jednym z
przestępców, których trzymasz w swojej dziupli?! - kontynuowała wściekle
królowa, ale na twarzy mężczyzny nie było nawet zakłopotania. - Czego jeszcze
mi nie wolno? O co planujesz mnie oskarżyć, generale Hegel i gdzie są
jakiekolwiek twoje na to dowody?
Spięte ramiona mężczyzny drgnęły, a
kąciki jego ust wygięły się kpiąco.
- Ależ moja królowo, nie mam zamiaru o cokolwiek cię posądzać - zaczął cichym głosem, odrobinę przekrzywiając głowę na
bok. - Nie śmiałbym powiedzieć na ciebie złego słowa. Proszę też, wybacz mi tą
poranną wizytę, ale wyjeżdżam zaraz na południe kraju w związku z tym
nieprzyjemnym incydentem w Kope. Z szacunku dla ciebie i twoich tytułów
chciałem zakomunikować kilka rzeczy. - Zrobił pauzę, wyprostował się i wykonał
kilka kroków w stronę wciąż stojącej poza zasięgiem wzroku Sary królowej. - Ci,
którzy donosili na twoją prośbę o moich decyzjach, zostali skutecznie odsunięci od
powierzonych im obowiązków. Żaden generał, pułkownik i kapitan nie będzie ci służył, a dopilnuję, by i szeregowi znali swoje miejsce. To wojsko jest wierne mi i
nawet nie próbuj, wasza królewska mość, przeciągać ich na swoją stronę, bo
niczego się nie dowiesz. - Kolejny krok w przód. - Doskonale zdaję
sobie sprawę, jak bardzo pragniesz oczyścić imię swojego kuzyna, ale prawda
jest taka, że to najgorszy zdrajca i żadne twoje staranie tego nie zmieni.
Skinął oficjalnie głową i odwrócił się
w stronę drzwi, wychodząc z pokojów Eleonory żołnierskim, szybkim korkiem. Sara
powinna odejść, gdy tylko usłyszała tą rozmowę, albo schować się lepiej w
cieniach pałacowego korytarza. Ona jednak stała w tym samym miejscu, oparta o
jedną z ścian. Generał Hegel dostrzegł ją od razu i nim opuścił Eleonorę,
zwrócił się do królowej po raz ostatni, nie odrywając od Sary intensywnego
spojrzenia.
- Oby twoja służba była wierniejsza
i roztropniejsza niż twoi informatorzy, królowo - szepnął, a Sara spuściła
wzrok na jego wąskie usta, nie chcąc dłużej patrzeć w te oczy pełne gniewu i
wyższości. - Umiejętność trzymania
języka za zębami to w dzisiejszych czasach tak rzadka umiejętność. Czasami
zastanawiam się, dlaczego nie spróbować jej wyuczyć tak samo jak tresuje się
psa. Zgodzisz się ze mną, Pani?
Nie czekając na odpowiedź królowej,
dowódca sił zbrojnych Seraju wyszedł na korytarz mijając zastygłą w bezruchu dziewczynę. Sara szybko spuściła głowę, wpatrując się w trzymaną w rękach tacę.
Mocne kroki generała Hegela wprawiały pałacową podłogę w drgania, do tego
stopnia, że na tafli ziołowego naparu tworzyły się kręgi. Były one widoczne,
nawet gdy mężczyzna zniknął z pola widzenia, więc Sarze przeszło przez myśl, że
to wcale nie siła lub gniew generała powodowała to poruszenie, ale ręce
Sary, drżące bez jej pozwolenia.
Długo poprawiałam tekst, ale kilka dodatkowych obowiązków trochę popsuło mi plany. Zastosowałam się do rad, pozbyłam się ton opisów (oby na lepsze) i powoli zaczynam krystalizować sytuacje.
Zmieniłam imiona bohaterów, gdyby ktoś dostrzegł nieścisłości :). Do nazwisk mam słabość, więc nie mam serca kombinować i lojalnie ostrzegam przed wszelką pstrokaciznę pod tym względem.
Poprawki zawdzięczam cennym radom DeathAwaits (oby czytało się lepiej!)
Poprawki zawdzięczam cennym radom DeathAwaits (oby czytało się lepiej!)
Dzięki za podziękowania!!!
OdpowiedzUsuńRozdział nie jest ani chaotyczny, ani przegadany : ) Brakuje mi w nim jednak jakiegoś zaczepu, czegoś, co zdradzałoby jakieś zaczątki fabuły. Spróbuję to wyjaśnić – rozdział jest obfity w informacje i dzięki ekspozycji tatuaży i sugestii na temat historii Sary czytelnik może coś przewidywać. Ale równie dobrze możemy przewidywać na ten moment, że Sara będzie chciała sięgnąć po władzę, jak i to, że ktoś Sarę z powodu jej pochodzenia skrzywdzi. Dobrze byłoby, gdyby w rozdziale oprócz ekspozycji pojawiały się jakieś wydarzenia składające się na linię fabularną. Jeśli chcesz opowiadać o tatuażach, znajdź ku temu jakiś pretekst, wymyślając wydarzenie, dzięki któremu opowiesz o nich i jednocześnie pchniesz fabułę na przód. To taka rada (raczej na przyszłość : ) ). Takich rzeczy, jak konstrukcja fabuły, można uczyć się oglądając Hollywoodzkie filmy (te Hollywoodzkie oparte są mocno na zasadach budowy klasycznej opowieści – zasada trzech aktów, skupienie na akcji, itd., dlatego są lepsze do nauki podstaw warsztatu niż europejskie kino studyjne – tutaj za bardzo się miesza i eksperymentuje). Weźmy na przykład Avengers (ufam, że widziałaś ten film, jest bardzo popularny): twórcy muszą wprowadzić ekspozycję poszczególnych bohaterów, więc zamiast opowiadać o nich przez narratora, pokazują ich poprzez wydarzenia (np. mamy dowiedzieć się że Banner jest niebezpieczny, więc Tarcza wysyła po niego oddział specjalny), mamy poznać działanie laski Lokiego (nie musimy słuchać o tym, jak bardzo jest niebezpieczna – odpowiednik opisu, pokazujemy scenę, w której Loki dzięki lasce przejmuje władzę nad umysłami ludzi. W dodatku nie przejmuje władzy nad kimś randomowym, ale nad Hawkeye’em i doktorem Selvigiem. Potem okaże się, że to było ważne i ma wpływ na fabułę – Hawkeje zdradzi Lokiego, a Selvig pomorze otworzyć portal). Jeśli nie ma się zwyczaju zagłębiania w konstrukcji, to wszystko ogląda się jak ciąg przypadków, z których składa się dana historia. Ale fabuła to raczej puzzle, ma się kilka części i układa się je w taki sposób, żeby coś przedstawić. Każdy z tych puzzli składa się na fabułę, nie ma czystych, pustych kawałków, które niosą tylko ekspozycję, albo opisy świata. „Diuna”, która uchodzi za przegadaną i pełną opisów, także stosuje się do zasady, że jeśli opis, to należy znaleźć ku temu pretekst (a „Diuna” to wielka opowieść, dziejąca się w innym świecie i ze skomplikowaną polityką. Mimo wszystko autor nie zadziałał: „ok, 3 rozdziały na poznanie bohaterów i świata, a od 4. lecimy z akcją”. I poznanie świata i akcja muszą dziać się równolegle, dzięki temu opowieść staje się harmonijna. W przypadku „Diuny” ze światem i działającymi w nim zasadami zaznajamiamy się przez cały okres trwania powieści. Jeszcze taki przykład: Herbert, zamiast opisywać, jak wyjątkowym chłopcem jest Paul Atryda, wprowadził już na samym początku scenę, w której Paul poddany został próbie bólu. Jednocześnie czytelnicy dowiadują się, że może być długo oczekiwanym Kwisatz Haderach i chociaż nie wiemy przez bardzo, bardzo długo, co to znaczy, w toku odkrywania fabuły, dowiadujemy się, kim ten Kwisatz jest, i jednocześnie odkrywamy, że scena otwierająca powieść nie była przypadkowa, tylko była foreshadowingiem). Trochę się rozpisałam. I nie chodzi mi o to, żeby Cię krytykować. Chcę po prostu wskazać, że nie należy rozgraniczać „wyjaśnień” i „fabuły” ¬ - można wyjaśniać poprzez fabułę i jednocześnie zyskiwać na dynamice tekstu.
Domyślam się, że masz jakiś konspekt, jakiś plan z wyszczególnionymi punktami, do których ma zmierzać Twoja opowieść. Więc jeśli, wygląda to np. tak:
Usuń1. Harry przeżywa starcie z Voldemortem i trafia do Dursley’ów.
2. Harry dostaje list do Hogwartu.
3. Harry przyjeżdża do Hogwartu itd.
To od razu realizujemy pierwszy punkt (mamy zaczepienie fabularne dla tekstu i pierwsze wyznaczenie kierunku, oraz niejasną zapowiedx – którą zrozumiemy dopiero na końcu -, że Harry będzie musiał się z Voldemortem jeszcze zmierzyć). Rowling nie dodaje kilku rozdziałów 0, w których opisuje Harry’ego i świat. Pokazuje wydarzenia, a świat i postaci odmalowywane są mimochodem.
Jeśli przyjrzymy się tak Twojej historii, to co możemy powiedzieć po prologu i dwóch rozdziałach?
- Sara pracuje w pałacu,
- Sara mieszka z rodziną przyjaciela, którą najwidoczniej łączą z nią jakieś zobowiązania z przeszłości,
- Sara ma niejasne pochodzenie – zapewne ważne z punktu widzenia dalszej fabuły.
Ale… co z tego wynika? Mamy tylko opis, nie mamy zaczepów. A gdyby Sara już spotkała w pałacu swojego antagonistę, który sugerowałby, że coś jej zrobi? A gdyby była świadkiem powrotu wnuczki królowej? A gdyby była świadkiem jakiejś intrygi? Tak sobie teraz zmyślam, bo nie wiem, co zaplanowałaś. Chcę przez to tylko pokazać, że nie musisz się bać, że opowieść stanie się niezrozumiała, jeśli wyeliminuje się ten element wprowadzający we właściwą treść. Właściwa treść zaczyna się z pierwszym zdaniem – to najważniejsze, co trzeba wiedzieć.
Teraz odniosę się już typowo do rozdziału (najpierw fabularnie, potem gramatycznie – ale zaznaczam, że nie będę betować tekstu. Mogę wskazać tylko jakieś ogólniejsze problemy z poprawnością, w nadziei, że dzięki temu sama znajdziesz wszystkie potknięcia i czegoś się nauczysz : ) ). Na samym końcu mojego komentarza natomiast zajmę się zaletami.
Fabularnie (no, raczej ekspozycyjnie):
Usuń- masz manię opisów postaci. W jednym rozdziale pojawił się opis wyglądu Penelopy, Sary i rodziców Penelopy. To znacznie spowalnia i nie jest niezbędne. Np. zamiast opisywać na wstępie Penelopę, że jest taka i owaka, zastosować trik, np. „- Rząd nie ustalił godziny policyjnej – powiedziała, przeczesując ręką swoje długie, rude włosy.”. Dzięki temu czytelnik nie jest bombardowany informacjami o wyglądzie postaci, która na razie mało go obchodzi. W ogóle wygląd postaci jest mało istotny, jeżeli sprowadza się do opisu koloru włosów i oczu : ) Jeśli chcesz naprawdę poruszyć wyobraxnię, najlepiej skupić się na cechach charakterystycznych, przykład: „Jako piętnastolatka miałam twarz napiętnowaną użyciem, nic nie zaznawszy. Ta twarz była dobrze widoczna, nawet matka musiała ją dostrzegać. Widzieli ją moi bracia. Wszystko zaczęło się dla mnie w ten sposób, przez tę twarz przyciągającą spojrzenia, wycieńczoną, z przedwcześnie podkrążonymi oczami, przeżytą” (M. Duras, „Kochanek”). Czy taki opis, ukazujący to, co jest w bohaterze nietypowe, nie mówi nam o nim więcej niż kolor włosów i oczu? (Poza tym tak rozbudowany opis twarzy jest uzasadniony, dzięki tej twarzy, na bohaterkę zwrócił uwagę jej dorosły, bogaty kochanek).
- opis łazienki. Po pierwsze po co? Wystarczy, że jest naprawdę mała. Ja i tak nawet nie wyobrażałam sobie rozmieszczenia sprzętów, jestem leniwa (jak większość ludzi) i nie szczególnie chce mi się wyobrażać te półobroty o 90 stopni, żeby znalezc lokalizację pralki. Na słowo „łazienka” każdy wyjmuje głowy jakiś default, możesz ten default zmodyfikować, dodając „mała łazienka”, ale tak czy siak, nie sprawisz, że wyobrażę ją sobie dokładnie tak, jak Ty. Opis nie jest istotny, jeśli łazienka nie będzie odgrywać większej roli. Gdyby np. teraz wpadli przez okno kosmici i Sara musiałaby skryć się za pralką, to rzeczywiście, warto podać lokalizację tej pralki, ale jeśli bierze tylko kąpiel, to nic innego nie jest niezbędne : )
- „Zaczęła zdejmować ubranie i odkładała je do jednego z tych koszy. „ – wcześniejsza wzmianka o koszach znalazła się w poprzednim akapicie, dlatego takie podkreślenie „tych koszy” wywołało we mnie konsternację – „O co chodzi? Jakie kosze?”. Dopiero, kiedy przyjrzałam się poprzedniemu akapitowi, zrozumiałam, o co chodzi. Wystarczy po prostu: „odkładała je do jednego z koszy (na bieliznę)”.
- „Funkcjonował jako dodatek obok peseli i czipów identyfikacyjnych - efektowny zwyczaj starej kultury. „
Relikt bym zastosowała, zamiast zwyczaj. Relikt jako rzecz należąca do czegoś starego, czegoś, co przeminęło.
- „Galeria znaków była wielka, zupełnie jakby rząd chciał powrócić do pisma klinowego w dobie elektryczności
Obrazki to nie pismo klinowe, tylko ideograficzne. Klinowe to tylko kreski i kropki, nie przedstawiające żadnej konkretnej rzeczy, więc… chyba nie o to chodziło. Może hieroglify, albo właśnie ideogramy?
- „Każdy zawód miał swój znaczek: żołnierze - Excalibur pozostały w kamieniu”
Jeśli to Twój autorski świat, to co tam u licha robi Excalibur? Z tego, co wiem, Excalibur należy do kultury celtyckiej. Może po prostu miecz w kamieniu?
- Winsnow to przekręcone Windsor? XD
- Rodzina Trotsky- gospodarka wewnętrzna
UsuńRodzina Hegel- siły zbrojne państwa
Rodzina Adelyn- edukacja i sztuka
Rodzina Noir- inżynieria i nowe technologie
Rodzina Solstice- sądownictwo i dyplomacja
Po pierwsze: polityka wewnętrzna (albo sprawy wewnętrzne, administracja), po drugie: dlaczego edukacja i sztuka są w jednym? Może zamiast sztuka– kultura, ale tak czy siak, co ma piernik do wiatraka (co innego planowanie edukacji przedszkolaków, co innego zarządzanie operami)? Zazwyczaj w krajach osobne stanowisko jest dla ministra edukacji i ministra kultury, po trzecie: sądownictwo ok, ale czemu podciągasz pod to dyplomację? Dyplomacja to zupełnie inna bajka. Po czwarte: brakuje rolnictwa (chyba, że to kraj przemysłowy, w takim razie brakuje przemysłu), brakuje sportu (jeśli organizowane są jakieś olimpiady, to jest niezbędny taki minister), brakuje polityki zagranicznej (bardzo ważne!!! Tu może podlegać dyplomacja), brakuje zdrowia, brakuje handlu, finansów (albo chociaż skarbu państwa), reszta bardziej lub mniej dowolnie.
- domyślam się, że Sara należy do znamienitego rodu, albo do rodu poprzednich władców Seraju? Dlatego ukrywa prawdziwy tatuaż?
- „John, rudowłosy mężczyzna w średnim wieku, o ciepłym odcieniu cery i wąskich, wiecznie zmrużonych oczach, przesuwał między palcami śrubokręt i komplet jakiś śrubek.”
Znowu opis XD Ej, wszyscy wiemy, że John jest rudy. W końcu ma rude dzieci. Nie ważne. Jego kolor cery też nieważny.
- „ Też słyszałam o jej przyjeździe - przytaknęła, zaczesując krótkie ciemne włosy za ucho. - Aria Hegel wydała rozporządzenie zaopatrzeniowcom, by zamówić do kuchni najlepsze produkty. Piotr wspomniał coś o szaleństwie w pałacowej kuchni i po dodaniu dwóch do dwóch wyszedł nam całkiem zgrabny wynik.”
Ok, niby jest jakieś wyjaśnienie, skąd wszyscy wiedzą o przyjexdzie Eden, ale dla mnie to podejrzane. W końcu sama Sara, która z królową jest najbliżej, dowiedziała się o tym dopiero przed samym skończeniem pracy. A królowa chyba powinna być pierwszą osobą, która się o tym dowie? Dopiero potem można zawiadomić kuchnię o zwiększenie zaopatrzenia, itd. Poza tym szaleństwo w pałacowej kuchni może oznaczać przyjmowanie znamienitego gościa, niekoniecznie wnuczki królowej. Dal mnie się to nie sumuje. I chyba lepiej byłoby, gdyby Tara nie wiedziała, że przyjeżdża akurat Eden. Inaczej czytelnik zastanawia się, czy nie ma żadnych tajemnic państwowych, skoro już po paru godzinach o wszystkim wiedzą jakieś szaraki z obrzeży miasta?
- Myślę, że kraj powinien zapewniać obywatelom przedszkola z dużym wyborem zajęć pozalekcyjnych, żeby ktoś zajmował się dzieciakami, jeśli rodzice pracują bardzo długo. Ewentualnie dlaczego Milesowie nie wynajmą niani, tylko męczą sąsiadkę? Chyba, ze sąsiadka robi za nianię? Ale jeśli tak, i skoro jej za to płacą, to czemu przejmują się, że może nie zająć się Percy’m?
- „ W pokoju wciąż było ciemno, choć był to ten rodzaj mroku, który prawie się kończy - resztki nocy. Sara oparła nogi na wydeptanej wykładzinie przy łóżku i podeszła do szafy, wyciągając z niej komplet ubrań na dziś. Wychodząc z pokoju nie musiała uważać na przedmioty w drodze do drzwi, bo szarość poranka stopniowo uwydatniała ich kontury. „
To było szaro, czy ciemno?
- „ Gangi istniały na zasadzie wzajemnych oddziaływań, „
UsuńCo to jest zasada wzajemnych oddziaływań?
- „Pan Miles był typem człowieka, który nienawidził mocnej kawy, swoją zawsze w połowie rozcieńczał mlekiem i wsypywał jeszcze trzy łyżeczki cukru. Tara przestrzegała go, że dostanie przez to cukrzycy albo powikłań sercowo - naczyniowych, ale on zbywał takie uwagi półuśmiechem. „
Cukrzyca ok, ale powikłania sercowo-naczyniowe od słabej kawy?
- „W dodatku rozhisteryzowaną na punkcie tatuażu, o którym wczoraj mówiła, że nic nie znaczy.
Przewrażliwioną. Chyba, że naprawdę wpada w histerię na myśl o tatuażu? Płacze, rwie włosy z głowy, wygina się w łuk histeryczny, itd.?
- „ Muszę już iść, spóźnię się na tramwaj - odpowiedziała jedynie, nie patrząc Johnowi w oczy.”
Myślałam, że na obrzeża jeździ tylko autobus?
- Jeszcze jedno. Po nazwach wnioskuję, że opierasz Saraj na Anglii? (Z drugiej strony akurat Saraj brzmi słowiańsko, to by było ciekawe, słowiańskie królestwo). Może warto byłoby ujednolicić imiona bohaterów, bo na razie jest misz-masz, spolszczona Penelopa i Piotr, ale jednocześnie obok mamy Percy’ego i typowo anglojęzycznie brzmiących Milesów. To jak? Polonizujemy, czy anglizujemy i mamy Penelope i Petera?
Ogólne uwagi gramatyczne:
1) „Penelopa nie wróciła do domu w trakcie kolacji sprawiając, że dość przyjazna i luźna atmosfera w kuchni zamieniła się w pełne napięcia wyczekiwanie na powrót dziewczyny. „
Czasowniki zazwyczaj oddzielamy od siebie przecinkami (odmienione, z bezokolicznikami jest inaczej). Poza tym imiesłowy przysłówkowe współczesne (-ąc) także oddzielamy przecinkami (stanowią samodzielną informację w zdaniu, więc należy im się przecinek). Zdanie powinno wyglądać: Penelopa nie wróciła do domu w trakcie trwania kolacji, sprawiając, że dość przyjazna i luźna atmosfera…”
2). „ Ta dziewczyna jest chyba niepoważna.
UsuńOkolica nie była zbyt przyjazna,”
Niepoważna-przyjazna. Rymy to nie błąd, ale lepiej je eliminować (chyba, że są zamierzone). Brzmią zabawnie.
3). „Jeżeli Penelopa zamierzała wracać do domu, dzięki czemu nie wywołałaby prawdopodobnego zawału serca u swojej matki albo pęknięcia żyły pulsującej na czole u ojca, powinna pojawić się … O, dokładnie teraz”.
To dokładnie teraz na końcu strasznie personalizuje narratora, który sprawiał dotąd wrażenie obiektywnego. Niech zostanie, ale w takim razie bez tego „o”, które robi za wykrzyknienie.
4). „Po kuchni, z której nie zdążył się jeszcze nikt ewakuować, poniósł się mocny głos pana Milesa:”
Szyk. Czy: „Po kuchni, z której nikt jeszcze nie zdążył się ewakuować, poniósł się mocny głos pana Milesa”, nie brzmi lepiej? Zazwyczaj najlepiej brzmi (zazwyczaj, ale jednak nie zawsze) szyk: Podmiot (nikt) + ewentualne określenie czasu (jeszcze) + orzeczenie (nie zdążył) + dopełnienie (ewakuować).
5). „ Chcieli naprawić chyba jakiś przełącznik.”
Chyba chcieli naprawić jakiś przełącznik. Chyba na początku podkreśla wątpliwość co do działania mężczyzn, a chyba przed przełącznikiem sprawia, że narrator wydaje się niepewny, czy był to przełącznik, czy może włącznik.
6). „Oznaczało to, że jeszcze przez godzinę nie będzie mieć do niego wstępu, jeżeli nie chciała kontynuować rozmowy z rudowłosą.”
Och nie! Tylko nie stosowanie koloru włosów jako określenia postaci! Takie coś jest dobre w ff fo mang, gdzie bohaterowie różnią się tylko kolorem włosów, albo jako określenie postaci, która jest niemal nieznana przez bohaterkę (masz tu narrację auktorialną, zza pleców Sary, więc jej perspektywa jest istotna). Jeśli Sara widziałaby Penelopę pierwszy raz, to ok, może ją postrzegać przez pryzmat koloru włosów, ale jeśli mieszka z nią o wielu lat? To trochę przykre. Czy myślałabyś o swojej prawie-siostrze rudowłosa?
7). „pawia- symbol Trotsky
węża- symbol Hegel
wydrę- symbol Adelyn
tygrysa- symbol Noir
kruka- symbol Solstice
feniksa - symbol rodziny królewskiej- Winsnow
Tutaj potrzebna jest odmiana nazwisk. Symbol Trotsky’ch (rosyjskobrzmiące nazwisko), symbol Hegelów (niemieckobrzmiące), Adelynów, Noirów (francusko), itd. W ogóle nadałabyś światu większego kolorytu jeśli ograniczyłabyś się do jakiegoś obszaru językowego. Na razie to taki misz-masz obcobrzmiących nazw z przewagą anglojęzycznych. Język buduje klimat.
8). „ Poza tym nikt nie został ranny, prawdopodobnie dzięki wczesnym godziną wybuchu. „
Godzinom. Rzeczowniki w liczbie mnogiej kończą się na –om. Popełniłaś ten błąd jeszcze gdzieś. Znajdz.
9) Nie mogę teraz znaleźć ale kilkukrotnie rzuciło mi się w oczy, że zle stosujesz konstrukcję „ta sama” w bierniku. Piszemy „tĘ samĄ książkĘ” a nie „tĄ samĄ książkĘ”, „ta” odmienia się tak samo jak rzeczownik (książka), a nie przymiotnik („sama”).
Z innej beczki, tym razem zalety : )
UsuńMam nadzieję, że nie załamiesz się po takiej ilości krytycznych uwag. Nie mam zamiaru Cię obrażać i krytykuję tylko dlatego, że podoba mi się Twoje opowiadanie i wiem, że może być lepsze. Także, potraktuj to tylko jak merytoryczne uwagi.
Jak już mówiłam, wciąż podoba mi się to opowiadania. To zasługa tego klimatu, który tworzysz. Piszesz bardzo sensualnie, np. myśląc o Twoim opowiadaniu wyobrażam sobie, herbatę z hibiskusem królowej, albo zatłoczony autobus. To wszystko – klimat, drobne rzeczy, które nadają opowiadaniu kolorytu.
Sara też jest w porządku. Zwłaszcza, jeśli porównać ją do innych blogowych bohaterek. Na razie wydaje się dojrzała i opanowana, nie zachowuje się głupio. Próbuje zachować godność (na to wskazuje jej rozmowa z Milesami), ale jednocześnie ma w sobie trochę pokory i skromności. Bardzo ładny portret, trzymam kciuki za utrzymanie Sary w tym stanie (niech nie zmieni się w głupią dziewuchę!).
Muszę też pochwalić – bo mimo, iż zganiłam Cię za ilość opisów, jest ich teraz o wiele mniej łącznie niż poprzednio opis Piotra. Dzięki temu cały rozdział wydaje się bardziej wyważony, a tym samym mniej chaotyczny.
PS. Jeszcze widzę, że masz problem z wyglądem dialogów. Najwidoczniej, kiedy robisz pauzę przed słowami bohatera, w Wordzie włącza Ci się opcja „numerowania”. Aby to zlikwidować, zaznacza partię dialogową i odhacz „numerowanie”, „punktory”, albo „listę wielopoziomową” (nie wiem, która opcja włącza się w Twoim przypadku). Te opcje znajdziesz po prawej stronie od narzędzi głównych (kursywa, kolor czcionki), nad formatami justowania tekstu. Pózniej jeszcze raz będziesz musiała zrobić pauzę i powinno być ok.
Pozdrawiam!
~DeathAwaits
Uff, doczytałam do końca :)
UsuńNa początek , nigdy się nie przejmuj tym, że krytykujesz mój tekst. Robisz to, że tak powiem, profesjonalnie, dajesz przy tym tyle rad, że nie sposób czuć jakąkolwiek złość :)
Dużo było tego złego, ale fakt, że jeszcze nie zniszczyłam głównej bohaterki i mój styl broni całą konstrukcję, leje miód na moje serce.
Na początek te nieszczęsne opisy. Wiem, o czym mówisz i to wszystko rozumiem, a także się z tym zgadzam. Gdzie leży wiec problem? Chociaż mniej więcej wiedziałam o tych zasadach, wzięłam sobie do serca wcześniejsze rady dotyczące Piotra, a i tak wyszło to, co wyszło. Może odzwyczaiłam się od pisania, albo po prostu nie umiem jeszcze przełożyć teorii na praktykę. Te opisy same wyłażą mi spod palców, bo chyba "za bardzo bym chciała": by tekst był plastyczny, by czytelnik widział to, co ja chciałabym mu pokazać... Spróbuję z nimi przystopować w kolejnych częściach. Szukać okazji do opisywania przy konkretnym wydarzeniu.
Pewien konspekt mam i to, o czym mówiłaś: "Harry dostaje list -> Harry idzie do szkoły..." już wprowadzam. Spróbuję to wyjaśnić:
Może chęć opisywania wygrała nad zdrowym rozsądkiem i odłożyłam na bok to, co istotne (akcja), by pokazać, gdzie się będzie coś działo. Wolałam, by czytelnik nie zostal od razu rzucony na głęboką wodę, do świata, który tworzę, bez jakiejkolwiek mapy. Tylko że u mnie wygląda to mniej więcej tak: prolog sobie, rozdziały sobie, a akcja sobie. Teraz, gdy o tym myślę, uświadamiam sobie, że już na początku się trochę pogubiłam. No cóż, dopracuję to.
Mamy jeszcze ten miszmasz imion, nazwisk, języków i nie wiadomo czego jeszcze. Nie myślałam o źródle tych nazw własnych, nie lokowałam ich w konkretnym miejscu i jak o tym myślę, to faktycznie kołuje czytelnika. Pisałam bardziej to, co dobrze brzmiało, z wymyślaniem nazw miałam sporo zabawy. W głowie mam tyle pomysłów i teraz sobie uświadamiam, z jak wielu kultur je czerpię. Ten cały Excalibur nie miał być ostatnią taką nazwą własną wykorzystaną w tekście.
Dobra, mam naprawdę dużo do przemyślenia i zrewidowania, bo ta Twoja krytyka nie pozwala mi bez przerwy przymykać oczy i iść na łatwiznę.
Poświęcasz na to dużo czasu, tzn. to więcej niż krytyka, bo trochę mnie uczysz poprzez opisy, które są niesamowicie obrazowe i proste oraz masę wskazówek. To dużo, naprawdę bardzo doceniam Twoje zaangażowanie! :)
Nie odniosłam się tu do wszystkich (chyba do niewielkiej ilości), bo muszę to przemyśleć i spróbować wdrożyć w życie.Kubeł zimnej wody mi się przydał, będę uważniej pisać :)
P.S.
UsuńMyślisz, że taka multikulturowość jest zła? Chodzi mi o nazwiska rodów albo czerpanie z mitologii różnych regionów. Po prawdzie taki miałam plan, tylko nie wiem, czy jest to odbierane prawidłowo. Nie chciałabym nikogo tym skołować, a do tego takim zabiegiem prowadzę. Lepiej pisać o państwie, które ma konkretne korzenie? Poza tym "Windsor" mnie rozbawił :) Wymyślałam to nazwisko, nawet nie sądziłam, że można je skojarzyć.
Na tą "rudowłosą" nie mogę patrzeć! Nie wiem, skąd mi się to wzięło, sama nie cierpię takiego określania bohaterów... Uf.
Wzięłam sobie Twoje rady do serca i poprawiłam mam nadzieję, większość błędów. Nie wszystko jest dobrze, ale teraz jestem w miarę zadowolona, więc dzięki :)
UsuńHej.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już tydzień temu, ale nie miałam czasu, żeby skomentować.
Ogólnie ta wersja jest o wiele bardziej... elegancka :) Zauważyłam, że poprawiłaś opis Penelopy i opis łazienki - świetnie!
Ponadto dodałaś na końcu jakąś akcję, zalążek intrygi (?), co przyjemnie równoważy dosyć statyczny jednak rozdział.
Jak znajdę trochę więcej czasu, to przejrzę tekst jeszcze raz i poszukam ewentualnych wpadek.
Poza tym, czekam na kolejny rozdział.
~DeathAwaits